
Niestety nie umiem odpuścić nawet teraz, gdy 33 tc na karku,a raczej pod biustem! Sprzątanie, pieczenie, odwiedziny najbliższych, spacer z Marianną i Pesto - wszystko odhaczone. No i stała się rzecz nieunikniona, ale przeze mnie najmniej oczekiwana. Maluch postanowił przypomnieć mamie, że za 7 tygodni chciałabym wyjść! Za 7!! A nie wcześniej! I tak wielkanocną niedzielę spędziłam w łóżku - z mętlikiem w głowie - co się dzieje?? Czemu się tak źle czuje? Czemu tak mnie boli....sama już nie wiem w którym miejscu dokładnie... czy to brzuch? czy to jeszcze plecy? Czy już podbrzusze? a może jednak bardziej pachwiny?
Maluch zmęczony moim zmęczeniem postanowił sprowadzić mnie na ziemię, przypomnieć, że i on jest na pokładzie i że sobie nie życzy takiej harówki, a przy okazji .... głodówki?! Fakt - ostatnio mało jadłam, nie oszczędzałam się, nie odpoczywałam. Moja wina, moja wina.....
Przerażona, leżałam na łóżku, próbując znaleźć odpowiednią pozycję, aby chociaż na chwilkę poczuć ulgę - bezskutecznie. No-sa raz! Ciepły prysznic! O matko - żeby tylko nie urodził się wcześniej! Przecież nic nie gotowe! Nie mam spakowanej torby! No-spa dwa! Czy mam już wszystkie potrzebne rzeczy? Musze się z tym spiąć! "Karola obiad!" - niedamrady..... To straszne, jak kobiety muszą leżeć całą ciążę... mój kręgosłup... Mani Tato - jedziemy na IP! ktg - wynik jak najbardziej w normie! UFFF! Wracamy do domu! Po drodze szybkie ustalenia -
"Torbę pakujemy w najbliższym czasie, co
TAK!!
Kupujemy wszystko, co potrzebne!
Niech sobie poczeka te 7 tygodni! A co...."
Maluchu jeszcze nie pora!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Daj znać, co o tym sądzisz