Dzień leci za dniem, a ja... ciągle czegoś szukam, do czegoś dążę i wymyślam sobie nowe cele do zrealizowania, bo boję się, że najzwyczajniej w świecie nie zdążę, że życie mnie ominie, że je przegram.....
Czasem mam wrażenie, że życie mi ucieka - gonię je, pędzę ile sił w
nogach, a ono bez pytania wymyka się z rąk, niczym piasek z zaciskanej z
całej siły dłoni.
Może dlatego, że zawsze byłam kiepska w bieganiu?
Wśród wielu pomysłów, które mniej lub bardziej nieproszone pchają się do mojej głowy, pojawił się nowy projekt - projekt osiągnięcia tego, co zawsze wydawało mi się nie do przeskoczenia.
Chcę przebiec 5 km z przysłowiowym palcem w nosie.
Nie wiem kiedy?
Nie wiem nawet jak?
Bieganie nigdy nie było moją mocną stroną, ale to już postanowione i odwrotu nie ma.
Od kiedy pamiętam już sama myśl o bieganiu wywoływała we mnie dreszcze - mam nawet wrażenie, że to cecha dziedziczna.... You know, what I mean?
Nawet teraz kiedy o tym myślę, przed oczyma pojawia mi się pewien traumatyczny obrazek z przeszłości.... To była jakaś 6 klasa podstawówki, lekcja wf-u, a słowa- bieg na kilometr zabrzmiały prawie jak kara śmierci. Pamiętam mój nierówny oddech, oczy zachodzące łzami i pojawiający się znikąd katar, który wzmagał zmęczenie. Nogi z każdym krokiem wydawały się być coraz cięższe, ciało odmówiło współpracy. Obraz w moich załzawionych oczach rozmywał się coraz mocniej, by pod samą metą zniknąć w ciemności. Totalna porażka.
Bieganie?
Jak to możliwie, że ludzie to robią dla przyjemności??
Jakim cudem potrafią w ten przedziwny sposób odpoczywać, relaksować się, a co najbardziej zaskakujące - czerpać siły do kolejnego działania?
Muszę przyznać, że mój problem leżał w głowie - to ona ciągnęła mnie w dół i nie pozwalała zakochać się w bieganiu.
Wiele razy podejmowałam wyzwanie - ale moja motywacja miała zaskakująco krótki termin ważności. PYK i znikała!
Teraz moje nastawienie jest inne.
Wszystko dzięki Trzpiotom.
Oni daj mi siłę i kopniaka do wzięcia się za siebie.
To dla nich mama musi być wysortowana i zdrowa.
Nie ma miejsca na choroby cywilizacyjne, kompleksy i zamartwianie.
Chcę być szczęśliwa i zadowolona z siebie. Z tego jak wyglądam i jak się czuję sama ze sobą. Maluchy to wyczują, a szczęśliwe dzieci i szczęśliwa mama to klucz do sukcesu szczęśliwej rodziny.
Kto się przyłącza?
A może już świetnie biegacie i macie już tą całą batalię o zgrabną pupę i płaski brzuszek za sobą?
Może ktoś ma dla mnie jakieś cenne wskazówki?
Trzymajcie kciuki! Zagrzewajcie do walki o siebie! Bądźcie moją motywacją!
Polecam lekturę http://treningbiegacza.pl/jak-zaczac-biegac-poradnik-poczatkujacego-biegacza
OdpowiedzUsuńJa juz raz zaczęłam biegać, ale po miesiącu złego biegania dostałam mega bólu piszczeli i musiałam przerwać, a bieganie tak samo "kocham" jak Ty w podstawówce :D
Trzymam kciuki
Dziękuję bardzo za link! Z pewnością się najpierw przygotuje i nieco podniosę kondycję, bo póki co leży w piwnicy po tych dwóch ciążach ;)
Usuń