![]() |
http://www.inspirki.pl/photo/772/show |
niedziela, 28 grudnia 2014
Tony prezentów - czyli poświąteczne refleksje stetryczałej Mariankowej Mamy
sobota, 20 grudnia 2014
Mariankowe życzenia
Nastał ten najbardziej oczekiwany przeze mnie okres - przygotowań do Świąt Bożego Narodzenia. Pamiętam jak jako kilkuletnia dziewczynka nie mogłam się wprost doczekać tego magicznego czasu, który był dla mnie równie ważny jak dzień urodzin. Gdy jest się dzieckiem, czas płynie zupełnie inaczej, wolniej. Już nie wspomnę o weekendach, które to zawsze wydawały mi się baaaaardzo długie. Dziwiłam się rodzicom, że tak chętnie siedzą w domu, że nie chcą nigdzie wyjść. Teraz sama z przerażeniem myślę o wszystkich sprawach, które trzeba lub wypadałoby, czy też nie ma innego wyjścia, bo jak nie w weekend to kiedy? Nie lubię, gdy dni, na które tak czekam, te rodzinne, kiedy możemy pobyć razem, nacieszyć się sobą - przelatują bez pamięci. I tak jest ze wszystkim na co się bardzo czeka! Wielkie przygotowania, wyczekiwania, odliczanie - nagle PYK - i po sprawie....
niedziela, 14 grudnia 2014
Bzdycz

Mania będzie mieć rodzeństwo! Ja- Mariankowa Mama nie będę już tylko Mariankową Mamą. Będzie z nami Ktoś jeszcze, Ktoś równie wspaniały i cudowny jak Mania. Życie będzie jeszcze piękniejsze. Moje marzenia się spełniają! Jest tak jak chciałam. I komuś może to się wydawać dziwne, że można chcieć drugiego dziecka w tak krótkim czasie po pierwszym, że teraz to dopiero będzie, i że jak ty sobie poradzisz z dwójką dzieci!?? A ja tego pragnęłam całym sercem i koniec!
Właśnie tego chciałam!! Na przekór wszystkim i wszystkiemu! Nie chcę słuchać - jak to będzie?? Wiem, że dam radę i już! Oczywiście będą lepsze dni i gorsze - jak zawsze. Ale czy większa różnica wieku sprawia, że nie ma gorszych dni? Są inne problemy, inne potrzeby - ale wzlotu i upadki są zawsze. A słuchanie - to dopiero będzie z dwójką... po tych słowach zazwyczaj dziwnym trafem rozmowa się ucina....
Wiem jak to jest być młodszą siostrą, wiem jak to jest być samej, wiem jak to być starszą siostrą...
Nie ma nic wspanialszego od rodzeństwa!
Źródło zdjęcia:
http://demotywatory.pl/3563313/Mlodsze-rodzenstwo
piątek, 5 grudnia 2014
Rok temu o tej porze...
Pobudka o 6. A co tam, że zazwyczaj śpimy już do 7 - od jakiego miesiąca. Tata musi wyjść wcześniej do pracy - Marianna nie wypuści Taty bez pakietu buziaków, uśmiechów, roześmianych spojrzeń i entuzjastycznego "pa pa" na do widzenia.
Nie ma czasu, święta już za trzy tygodnie - więc trzeba się zebrać w sobie i skorzystać z przejmująco wczesnej pobudki. Wypisałam listę "rzeczy do zrobienia", listę "spraw do załatwienia w czasie spaceru" i wzięłam się za realizację punktu po punkcie.
Marianna bryka wesoło po podłodze, coraz odważniej przemierza świat - pierwsze kroczki kończą się miękkim lądowaniem, ale jej upór i zawziętość nie pozwalają na zaprzestanie kolejnych prób. A ja ogarniam i ogarniam... przy okazji rozmyślając i analizując- to moje ulubione zajęcie podczas robienia wszystkiego innego. Wspominałam już o tym? ;)
I właśnie między porządkowaniem szafki ze szkłem, wstawianiem prania i opłukiwaniem zakurzonych kwiatów, przypomniał mi się grudzień zeszłego roku. Z brzuchem już pokaźnej wielkości, wyczekiwałam informacji od mojej córci, że to JUŻ. Miałam jakąś ogromną ochotę już Ją zobaczyć. Koleżanki rodziły przed terminem dwa, trzy tygodnie. Może i ja wcześniej spotkam się z Maluszkiem - takie były moje naiwne nadzieje.... Teraz jak o tym myślę, to dziwię się samej sobie - przecież ważne, żeby dziecko było donoszone, po coś natura ustaliła 40 tygodni trwania ciąży, nie 36... Ale wtedy świat wyglądał inaczej. Kręgosłup żył własnym, umęczonym życiem. Brzuch, piersi....o tym nie wspomnę. Oddech, zadyszka, ZGAGA - moje przekleństwo. Miałam ją praktycznie po wszystkim!! Nie cieszyłam się na myśl o wigilijnych pierogach - które uwielbiam, bo już czułam zbliżającą się moją zmorę- zgagę!
Ale.... Nie o tym jednak chciałam pisać. Rozpoczynając moją przygodę blogową, wspominałam o tym jak ciąża mnie zmieniła i z "beksy bez powodu", stałam się "wiecznie wybuchającą śmiechem"! <możesz sobie przypomnieć ten wpis TU>
Sytuacji komicznych z tym związanych nie było końca. Przykładem mogą być zakupy w supermarkecie, kiedy to chciałam wybrać małe sitko. Sitko.... takie powiedzmy do przesiewania cukru pudru. Teraz, pisząc to i przypominając sobie tą akcję - sam się sobie dziwię i przyznam szczerze, że wciąż nie mogę uwierzyć, jak mój kochany Mąż ze mną wytrzymał?! Sitko doprowadziło mnie do łez! Co w nim było takie śmiesznego? Nie wiem!! Jego kształt, rączka.... ? Trudno powiedzieć tak naprawę co - ale śmiałam się tak, że łzy ciekły mi ciurkiem, a ja stałam zgięta w pół, podskakując, chichocząc, starając doprowadzić się do porządku, opanować, chusteczką wycierając rozmazany makijaż, a co najważniejsze - ściskając nogi, bo śmiech w ciąży grozi tylko jednym.... SIKU!!!
Druga, ulubiona sytuacja - wydarzyła się właśnie w grudniu, kiedy to już w 9 miesiącu - łóżko stało się moim wrogiem. Niewiarygodne, a jednak możliwe! Nie mogłam spać! Zasypianie nie stanowiło problemu. Najgorsze były pobudki - o 3, 4 lub zupełnie luksusowo o 5 rano! Koniec spania! Kołdra i poduszka zdawały się parzyć! Materac dotąd zawsze wygodny - okazał się przeciwnikiem nie do pokonania. Moje męczarnie trwały prawie cały 9 miesiąc. W związku z tym, po kolejnej nocy przewracania się z boku na bok i wędrówek do łazienki - postanowiłam, że jak się obudzę, to przeniosę się do drugiego pokoju, aby nie przeszkadzać Mężowi, którego materac zupełnie nie gryzł, a wręcz przytrzymywał i nie chciał puścić nawet po uporczywym nawoływaniu budzika. Poprzedniego wieczoru Mąż naszykował mi łóżko w salonie, wystarczyło przenieść pościel. I tak następnego ranka - bardzo wczesnego ranka - wzięłam poduszkę i kołdrę, i udałam się do drugiego pokoju. A tam spał niczego nieświadomy Pesto - nasz pies. Biedak, na mój widok ( w grudniu o 4 rano jest jeszcze dość ciemno) o mało nie dostał zawału. Z przerażeniem w oczach obserwował mnie zza stołu- wielką, brzuchatą górę w koszuli nocnej z kołdrą w jednej i poduszką w drugiej ręce. Z każdym moim krokiem, jego przerażenie rosło, aż osiągnęło poziom krytyczny. Pies podjął próbę ucieczki! Chęć ratowanie życia była w nim tak ogromna, że biedak, przebierał łapami z taką prędkością, że zdawał się być kreskówką, która zamiast czterech łap - ma ich dwadzieścia w formie koła. Niestety, mój nieszczęśnik pomimo ogromnego wysiłku, stał w miejscu - gdyż jego właściciele położyli panele, po których ślizgał się niczym na lodowisku. A ja? Mówię do niego - Pesto, spokojnie piesku, to tylko ja - po czym wybucham śmiechem tak przeraźliwym, że nie mogę się opanować. Leżę w łóżku, przykryta kołdrą i pękam ze śmiechu. Próbuję się opanować, uspokoić oddech - ale widok przerażonych oczy mojego kochanego czworonoga nie pozwalają mi na doprowadzenie się do porządku. Śmiech = siku -> łazienka. I tak kilka razy - a ten męczący śmiech wcale nie chce ode mnie się odczepić. Zatykam sobie nos i buzie ręką... NIC! Nagle z sąsiedniego pokoju "Kochanie.... czy wszystko jest w porządku??" - nie muszę
chyba mówić jak zareagowałam na te słowa ;)
Koleżanka wspominała, że ona miała zupełnie na odwrót - płakała z każdego powodu. Płakała nawet po kupieniu pierwszych śpiochów... bo bała się, że maluszkowi się nie spodobają.... ;)
A Wy? Jakie macie wspomnienia ciążowe? Śmiech przez łzy, czy odwrotnie?
Nie ma czasu, święta już za trzy tygodnie - więc trzeba się zebrać w sobie i skorzystać z przejmująco wczesnej pobudki. Wypisałam listę "rzeczy do zrobienia", listę "spraw do załatwienia w czasie spaceru" i wzięłam się za realizację punktu po punkcie.
Marianna bryka wesoło po podłodze, coraz odważniej przemierza świat - pierwsze kroczki kończą się miękkim lądowaniem, ale jej upór i zawziętość nie pozwalają na zaprzestanie kolejnych prób. A ja ogarniam i ogarniam... przy okazji rozmyślając i analizując- to moje ulubione zajęcie podczas robienia wszystkiego innego. Wspominałam już o tym? ;)
I właśnie między porządkowaniem szafki ze szkłem, wstawianiem prania i opłukiwaniem zakurzonych kwiatów, przypomniał mi się grudzień zeszłego roku. Z brzuchem już pokaźnej wielkości, wyczekiwałam informacji od mojej córci, że to JUŻ. Miałam jakąś ogromną ochotę już Ją zobaczyć. Koleżanki rodziły przed terminem dwa, trzy tygodnie. Może i ja wcześniej spotkam się z Maluszkiem - takie były moje naiwne nadzieje.... Teraz jak o tym myślę, to dziwię się samej sobie - przecież ważne, żeby dziecko było donoszone, po coś natura ustaliła 40 tygodni trwania ciąży, nie 36... Ale wtedy świat wyglądał inaczej. Kręgosłup żył własnym, umęczonym życiem. Brzuch, piersi....o tym nie wspomnę. Oddech, zadyszka, ZGAGA - moje przekleństwo. Miałam ją praktycznie po wszystkim!! Nie cieszyłam się na myśl o wigilijnych pierogach - które uwielbiam, bo już czułam zbliżającą się moją zmorę- zgagę!
Ale.... Nie o tym jednak chciałam pisać. Rozpoczynając moją przygodę blogową, wspominałam o tym jak ciąża mnie zmieniła i z "beksy bez powodu", stałam się "wiecznie wybuchającą śmiechem"! <możesz sobie przypomnieć ten wpis TU>
Sytuacji komicznych z tym związanych nie było końca. Przykładem mogą być zakupy w supermarkecie, kiedy to chciałam wybrać małe sitko. Sitko.... takie powiedzmy do przesiewania cukru pudru. Teraz, pisząc to i przypominając sobie tą akcję - sam się sobie dziwię i przyznam szczerze, że wciąż nie mogę uwierzyć, jak mój kochany Mąż ze mną wytrzymał?! Sitko doprowadziło mnie do łez! Co w nim było takie śmiesznego? Nie wiem!! Jego kształt, rączka.... ? Trudno powiedzieć tak naprawę co - ale śmiałam się tak, że łzy ciekły mi ciurkiem, a ja stałam zgięta w pół, podskakując, chichocząc, starając doprowadzić się do porządku, opanować, chusteczką wycierając rozmazany makijaż, a co najważniejsze - ściskając nogi, bo śmiech w ciąży grozi tylko jednym.... SIKU!!!
Druga, ulubiona sytuacja - wydarzyła się właśnie w grudniu, kiedy to już w 9 miesiącu - łóżko stało się moim wrogiem. Niewiarygodne, a jednak możliwe! Nie mogłam spać! Zasypianie nie stanowiło problemu. Najgorsze były pobudki - o 3, 4 lub zupełnie luksusowo o 5 rano! Koniec spania! Kołdra i poduszka zdawały się parzyć! Materac dotąd zawsze wygodny - okazał się przeciwnikiem nie do pokonania. Moje męczarnie trwały prawie cały 9 miesiąc. W związku z tym, po kolejnej nocy przewracania się z boku na bok i wędrówek do łazienki - postanowiłam, że jak się obudzę, to przeniosę się do drugiego pokoju, aby nie przeszkadzać Mężowi, którego materac zupełnie nie gryzł, a wręcz przytrzymywał i nie chciał puścić nawet po uporczywym nawoływaniu budzika. Poprzedniego wieczoru Mąż naszykował mi łóżko w salonie, wystarczyło przenieść pościel. I tak następnego ranka - bardzo wczesnego ranka - wzięłam poduszkę i kołdrę, i udałam się do drugiego pokoju. A tam spał niczego nieświadomy Pesto - nasz pies. Biedak, na mój widok ( w grudniu o 4 rano jest jeszcze dość ciemno) o mało nie dostał zawału. Z przerażeniem w oczach obserwował mnie zza stołu- wielką, brzuchatą górę w koszuli nocnej z kołdrą w jednej i poduszką w drugiej ręce. Z każdym moim krokiem, jego przerażenie rosło, aż osiągnęło poziom krytyczny. Pies podjął próbę ucieczki! Chęć ratowanie życia była w nim tak ogromna, że biedak, przebierał łapami z taką prędkością, że zdawał się być kreskówką, która zamiast czterech łap - ma ich dwadzieścia w formie koła. Niestety, mój nieszczęśnik pomimo ogromnego wysiłku, stał w miejscu - gdyż jego właściciele położyli panele, po których ślizgał się niczym na lodowisku. A ja? Mówię do niego - Pesto, spokojnie piesku, to tylko ja - po czym wybucham śmiechem tak przeraźliwym, że nie mogę się opanować. Leżę w łóżku, przykryta kołdrą i pękam ze śmiechu. Próbuję się opanować, uspokoić oddech - ale widok przerażonych oczy mojego kochanego czworonoga nie pozwalają mi na doprowadzenie się do porządku. Śmiech = siku -> łazienka. I tak kilka razy - a ten męczący śmiech wcale nie chce ode mnie się odczepić. Zatykam sobie nos i buzie ręką... NIC! Nagle z sąsiedniego pokoju "Kochanie.... czy wszystko jest w porządku??" - nie muszę
chyba mówić jak zareagowałam na te słowa ;)
Koleżanka wspominała, że ona miała zupełnie na odwrót - płakała z każdego powodu. Płakała nawet po kupieniu pierwszych śpiochów... bo bała się, że maluszkowi się nie spodobają.... ;)
A Wy? Jakie macie wspomnienia ciążowe? Śmiech przez łzy, czy odwrotnie?
wtorek, 2 grudnia 2014
Pomysł na szybki, smaczny deser - TIRAMISU
Tiramisu - czyli szybki deser o idealnych właściwościach poprawiania nastroju!
Składniki:
200ml słodkiej śmietany 30% (lub 36%)
1 op. mascarpone
1 żółtko (dla kobiet karmiących i w ciąży - można z tego zrezygnować- ja odkąd pojawiła się Marianna zupełnie już nie dodaje żółtka)
1 op. cukru waniliowego
1 łyżeczka cukru
1 opakowanie biszkoptów - mogą być okrągłe lub podłużne (najlepiej tzw. włoskie czy do tiramisu)
2-3 łyżki kawy sypanej
2-3 łyżeczki kakao
Czas przygotowania: ok. 30 minut
Przygotowanie:
1. W średniej wielkości misce zaparz kawę - kawa nie musi być zbyt mona, ale warto nalać dość sporo wody, aby łatwo można było moczyć biszkopty. Odstawić do ostygnięcia. Najlepiej zrobić to trochę wcześniej, aby potem nie czekać, aż kawa ostygnie.
2. Śmietanę ubić na sztywno z dodatkiem cukru waniliowego.
3. Teraz w zależności czy robimy opcję z żółtkiem czy bez wybieramy odpowideni krok:
- jeśli z żółtkiem to: w drugiej misce ucieramy żółtko z łyżeczką cukru. Stopniowo dodajemy serek mascarpone, aż wyjdzie nam gładka masa. Następnie tą masę stopniowo dodajemy do ubitej śmietany i delikatnie mieszamy mikserem na wolnych obrotach lub trzepaczką - DELIKATNIE! aby śmietana nam nie opadła.
- jeśli bez żółtka to: mascarpone dodajemy od razu do śmietany - również bardzo delikatnie mieszamy, aby obie masy ładnie się połączyły.
4. Wybieramy jakieś szerokie i płaskie naczynie - ja zazwyczaj używam naczynia do zapiekania. Można również przygotować tiramisu w formie deseru w pucharkach - jeśli nie mamy zbyt wielu gości.
Zamaczamy biszkopty w kawie - nie za długo - wkładamy i od razu wyjmujemy, żeby się nie rozpadły. Układamy pierwszą warstwę. Na biszkopty kładziemy warstwę masy śmietanowej. Następnie znowu biszkopty i znowu śmietana. Najfajniej jak są dwie/trzy warstwy biszkoptów, a na wierzchu śmietana, którą oprószamy kakao.
5. Schłodzić w lodówce.
Deser najlepiej smakuje na drugi dzień - ale podany tego samego, też jest wspaniały!
Niestety nie zdążyłam zrobić zdjęcia mojego tiramisu - zbyt szybko zniknęło....
poniedziałek, 1 grudnia 2014
Co z Wami, ludzie!?
Jestem dość spostrzegawczą osobą, a nawet bardzo - co czasem staje się męczące dla otoczenia, ale przede wszystkim niestety dla mnie. Dodatkowo bardzo lubię obserwować ludzi, ich zachowania, relacje. Często widząc dwoje rozmawiających ze sobą - wiem, że coś jest nie tak lub, że nic z tego nie będzie. Innym razem jestem niemym świadkiem rodzących się znajomości, nastoletnich zagrywek czy szczeniackich żartów. Podejrzewam, że mam jakieś zupełnie niezrozumiałe dla innych skłonności psychologicznej analizy zupełnie obcych mi ludzi. Dociekam, zastanawiam się, roztrząsam - tak zupełnie bez sensu i tylko dla siebie. Zamiast zwyczajnie zająć się widokiem za oknem autobusu czy przeglądaniem ciuchów na wieszakach. To jest silniejsze ode mnie - jedno spojrzenie i już wiem, że ci, to się pokłócili, a tamci spodziewają się dziecka - choć nic jeszcze nie widać. Przez chwilę miałam nawet taki pomysł, aby studiować psychologię - ale zmieniłam zdanie. Wybrałam pedagogikę - i moje skłonności do dokładnego przyglądania się wszystkim dookoła, przeniosły się na dzieci, ich zachowania, wzajemne relacje, reakcje na otaczający je świat i jego wpływ na późniejsze spostrzeganie go.
Dzieci potrafią przejąć się wszystkim i zrozumieć najtrudniejsze nawet sytuacje. Wystarczy w odpowiedni sposób im to przekazać. W mojej pracy zawodowej starałam się zarażać dzieci entuzjazmem do świata, uczyć radości z małych rzeczy, uczulać na potrzeby innych, próbowałam pokazać im co jest dobre, a co złe, i czemu coś, co nam wydaje się głupim żartem lub śmieszną zabawą - innym może sprawić przykrość lub najzwyczajniej w świecie spowodować, że przestaną nas lubić.
Dzieci są chętne do wszystkiego, pełne zapału i energii - pod warunkiem, że stworzymy odpowiednią atmosferę - atmosferę zaciekawienia.
Piękne jest również to, jak prawdziwie czyste i wrażliwe jest serce dziecka - ono jest dobre i chce, aby świat takim był - chyba, że ktoś z uporem maniaka będzie burzył ten obraz lub co gorsze -już od początku - wszystko zepsuje!
Pamiętam doskonale zajęcia, które prowadziłam dla moich 5-letnich bystrzków, na temat dbania o środowisko, w związku ze zbliżającym się Dniem Ziemi. Opowiadałam dzieciakom o tym, jakie to straszne, że nie wszyscy ludzie wiedzą jak dbać o naszą planetę, że śmiecą, zanieczyszczają rzeki i powietrze..... I opowiadam, pokazując zdjęcia lasu koszmarnie zaśmieconego. Na co jeden chłopieć "Ale proszę pani, ja jak chodzę do Lasu Bródnowskiego - to tam są kosze i jest czysto. Nigdzie nie widziałem tylu śmieci". To ja odpowiadam, że w Warszawie w lasach po pierwsze są śmietniki, bo to są bardziej takie leśne parki, a po drugie - są tu służby sprzątające...I że jak ostatnio byłam na grzybach to widziałam niestety strasznie dużo takich wyrzuconych w lesie śmieci. Na co drugi chłopiec "Ojej!! To straszne!! I co? Pozbierała pani te śmieci?" Ciekawa jestem czy w ten są sposób zareagowałby jakikolwiek dorosły....
Tym przykładem chciałam pokazać, że naprawdę warto dzieci zarażać chęcią bycia dobrym dla innych, pomocnym, szerzyć pogodne podejście do życia. One naprawdę na to czekają.
Jednak gdzie nie spojrzę, to dorośli usilnie walczą z tym dziecięcym entuzjazmem i chęcią pomocy. Czy ktoś może mi wytłumaczyć - dlaczego rodzic/babcia/opiekun - niesie dziecku plecak w czasie drogi ze szkoły do domu? Czemu dźwiga ten plecak razem z pięcioma innymi torbami, w których są zakupy? Z pewnością jest tam jedna, trochę lżejsza reklamówka, którą mogłoby nieść dziecko. Czułoby się z pewnością szczęśliwe, że może pomóc.
Albo powiedzmy autobus - wsiada babcia z wnukiem - chłopiec ok. 10 lat... Jak myślicie kto siedzi? 10 lat to już duży chłopak - może ustąpić, może postać. Tylko po co? Przecież to jeszcze dziecko!!
A zakupy w sklepie - chociażby wyjmowanie z koszyka. Dzieci stoją - mama się uwija nie wiedząc już nawet w co ręce włożyć.
Te dzieci nie mają już 2 lat! One rosną! One się uczą. Skoro zawsze babcia niosła plecak - to po co mam pomagać nieść zakupy, jak zawsze dawała sobie radę sama? Po co ustępować miejsca starszym ludziom lub kobiecie z brzuszkiem czy maluszkiem? Po co pomagać? Zawsze to dzieciom się pomaga! To im wszystko się należy! To ONE są najważniejsze! Co z tego, że nie są już dziećmi? Co z tego, że są już nastolatkami, dorosłymi? Tyle lat wszystko było dla nich, to czemu teraz miałoby się coś zmienić? Lepiej zabić w nich chęć pomocy innym w dzieciństwie - bo nie daj Boże, będą musieli wynosić wózek jakiejś pani z dzieckiem z autobusu, lub co gorsze ustąpić miejsce staruszce ledwo stojącej na nogach.
Dzieci potrafią przejąć się wszystkim i zrozumieć najtrudniejsze nawet sytuacje. Wystarczy w odpowiedni sposób im to przekazać. W mojej pracy zawodowej starałam się zarażać dzieci entuzjazmem do świata, uczyć radości z małych rzeczy, uczulać na potrzeby innych, próbowałam pokazać im co jest dobre, a co złe, i czemu coś, co nam wydaje się głupim żartem lub śmieszną zabawą - innym może sprawić przykrość lub najzwyczajniej w świecie spowodować, że przestaną nas lubić.
Dzieci są chętne do wszystkiego, pełne zapału i energii - pod warunkiem, że stworzymy odpowiednią atmosferę - atmosferę zaciekawienia.
Piękne jest również to, jak prawdziwie czyste i wrażliwe jest serce dziecka - ono jest dobre i chce, aby świat takim był - chyba, że ktoś z uporem maniaka będzie burzył ten obraz lub co gorsze -już od początku - wszystko zepsuje!
Pamiętam doskonale zajęcia, które prowadziłam dla moich 5-letnich bystrzków, na temat dbania o środowisko, w związku ze zbliżającym się Dniem Ziemi. Opowiadałam dzieciakom o tym, jakie to straszne, że nie wszyscy ludzie wiedzą jak dbać o naszą planetę, że śmiecą, zanieczyszczają rzeki i powietrze..... I opowiadam, pokazując zdjęcia lasu koszmarnie zaśmieconego. Na co jeden chłopieć "Ale proszę pani, ja jak chodzę do Lasu Bródnowskiego - to tam są kosze i jest czysto. Nigdzie nie widziałem tylu śmieci". To ja odpowiadam, że w Warszawie w lasach po pierwsze są śmietniki, bo to są bardziej takie leśne parki, a po drugie - są tu służby sprzątające...I że jak ostatnio byłam na grzybach to widziałam niestety strasznie dużo takich wyrzuconych w lesie śmieci. Na co drugi chłopiec "Ojej!! To straszne!! I co? Pozbierała pani te śmieci?" Ciekawa jestem czy w ten są sposób zareagowałby jakikolwiek dorosły....
Tym przykładem chciałam pokazać, że naprawdę warto dzieci zarażać chęcią bycia dobrym dla innych, pomocnym, szerzyć pogodne podejście do życia. One naprawdę na to czekają.
Jednak gdzie nie spojrzę, to dorośli usilnie walczą z tym dziecięcym entuzjazmem i chęcią pomocy. Czy ktoś może mi wytłumaczyć - dlaczego rodzic/babcia/opiekun - niesie dziecku plecak w czasie drogi ze szkoły do domu? Czemu dźwiga ten plecak razem z pięcioma innymi torbami, w których są zakupy? Z pewnością jest tam jedna, trochę lżejsza reklamówka, którą mogłoby nieść dziecko. Czułoby się z pewnością szczęśliwe, że może pomóc.
Albo powiedzmy autobus - wsiada babcia z wnukiem - chłopiec ok. 10 lat... Jak myślicie kto siedzi? 10 lat to już duży chłopak - może ustąpić, może postać. Tylko po co? Przecież to jeszcze dziecko!!
A zakupy w sklepie - chociażby wyjmowanie z koszyka. Dzieci stoją - mama się uwija nie wiedząc już nawet w co ręce włożyć.
Te dzieci nie mają już 2 lat! One rosną! One się uczą. Skoro zawsze babcia niosła plecak - to po co mam pomagać nieść zakupy, jak zawsze dawała sobie radę sama? Po co ustępować miejsca starszym ludziom lub kobiecie z brzuszkiem czy maluszkiem? Po co pomagać? Zawsze to dzieciom się pomaga! To im wszystko się należy! To ONE są najważniejsze! Co z tego, że nie są już dziećmi? Co z tego, że są już nastolatkami, dorosłymi? Tyle lat wszystko było dla nich, to czemu teraz miałoby się coś zmienić? Lepiej zabić w nich chęć pomocy innym w dzieciństwie - bo nie daj Boże, będą musieli wynosić wózek jakiejś pani z dzieckiem z autobusu, lub co gorsze ustąpić miejsce staruszce ledwo stojącej na nogach.
wtorek, 18 listopada 2014
Czego nauczyła mnie moja córka?
Inne Maluchy już od pierwszych dni sprawdzają cierpliwość, wytrzymałość, a przede wszystkim siłę miłości rodziców - zapewniając im wieczorne prężenie połączone ze stękaniem, wczesne pobudki, a nocne koncerty. Co bardziej pomysłowe i ciekawe świata - starają się nie tracić ani minuty cennego czasu - całkowicie lub w znacznym stopniu rezygnując ze snu w ciągu dnia. Tak więc, od samego początku Brzdąc stara się nas sobie podporządkować i ułożyć tak, aby w przyszłości mieć z nami święty spokój. Podsumowując - dzieci są sprytniejsze, niż nam się wydaje i to już od pierwszych chwil życia!!
Za dwa dni Marianna skończy 10 miesięcy i chociaż jest ona od samego początku egzemplarzem, tym łaskawszym dla początkujących rodziców - to widzę, że chociaż niewinnie, to jednak wciąż do celu, prowadzi swoje prace nad ułożeniem sobie nas - rodziców -tak, aby Jej dziecięcy świat był taki, jakim sobie go wyobraziła.
I tym oto sposobem Marianna nauczyła mnie kilku rzeczy, o których do tej pory nie miałam pojęcia.
1. Jeśli masz coś zaplanowane - to bądź pewna, że to Twój błąd!
Dziecko zadba o to, abyś się nie wyrobiła. Twój szkrab, może sypać sposobami odciągnięcia Cię od realizacji zamierzeń, jak z rękawa! Oto kilka przykładów, które zawsze skutkują: kupka, ulewanie, przerażający głód, w ostateczności - senność i koniecznie spanie tylko na Twoich rękach!
2. Ćwiczenie cierpliwości.
Maluchy są w tym prawdziwymi mistrzami. Weźmy pod lupę chociażby pierwszą z brzegu sytuację - zasypianie. Już śpi, już oddech wyrównany, głęboki, powieki zamknięte - ani drgną. Rozpoczynamy delikatną i nad wyraz precyzyjną akcję odkładania do łóżeczka. W Twojej głowie szaleją myśli, starasz się przewidzieć wszelkie możliwości i próbujesz im zapobiec. Dziecko leży w łóżeczku!! Wsiuuuu!! Jeszcze chwilkę patrzysz - śpi! Zwycięstwo! Idziesz na palcach do drugiego pokoju, po drodze zabierasz kubek z pyszną herbatą z cytryną, układasz się na kanapie, przykrywasz kocem.... gdy z drugiego pokoju dobiega Cię nawoływanie już 'wyspanego" Malucha.... Sytuacja powtarza się przynajmniej 3 razy, a co bardziej dbające o ćwiczenie cierpliwości u rodziców dzieci - potrafią całą operację powtarzać kilkakrotnie.
3. Totalny brak rutyny przy jednoczesnym utrzymaniu rytmu dnia.
Dzieci lubią stały rytm dnia. Dzięki temu wiedzą co po czym następuje i łatwiej jest im się w tym wszystkim odnaleźć. Stajemy zatem na głowie, aby jednocześnie zgrać potrzebę snu o określonej godzinie z niedzielnym obiadem rodzinnym, a wieczorny rytuał zasypiania z imprezą u znajomych. Świadomość zaburzenia rytmu przeraża, bo co będzie gdy.... marudzenie, płacz i zgrzytanie zębów - oczywiście naszych! Ustawiamy zatem cały dzień tak, aby jak najlepiej spełnić potrzeby dziecka, zapominając o sobie, o najbliższych, nie próbując nawet tego pogodzić - no bo niby JAK??
I gdy już wszystko mamy tak pieknie jak w pudełeczku poukładane, okazuje się, że Malec ma skok rozwojowy i dziś postanowił wcale nie spać, lub też jest na tyle duży, że 3 drzemki to stanowczo za dużo i śpi tylko raz - ale za to dwie godziny, a nie tak jak do tej pory 3 razy po godzinie.
Dziecko z pewnością nie pozwoli nam się nudzić! Nie pozwoli na jakąkolwiek próbę zgrania obowiązków domowych z tymi związanymi z opieką nad nim samym!! Dzieci to spryciarze - wspominałam już o tym?
4. Zabawki są dla dorosłych!
Całe to szaleństwo związane z kupowaniem dzieciom zabawek jest totalnym nieporozumieniem. Jeśli już bardzo chcesz kupić coś do zabawy - to kup to, czym sama chętnie się pobawisz, bo Twoje dziecko w najlepszym wypadku zerknie na to przez 5 minut. Obserwując Mariannę wiem, że rzeczy, które przyciągną jej uwagę na dłużej niż chwilkę - to z całą pewnością nie zabawki! Mania bawi się łyżką, miseczką, foremkami sylikonowymi do babeczek, reklamówką czy czystym praniem świeżo zdjętym z suszarki.
Ze względu na zbliżające się święta radzę - kup sobie coś fajnego, kolorowego do kuchni - wtedy z pewnością będziesz bardziej zadowolona, niż układając na półce kolejną zabawkę- kurzołapkę.
5.Odkładanie rzeczy na swoje miejsce.
Jeśli tylko coś znajduje się w zasięgu malutkich rączek bądź pewna, że na chwilę wyląduje na podłodze. Miska z praniem do powieszenia zostawiona na"za chwilę"?? Nie ma sprawy -
To moja lista Top 5 - oczywiście z przymrużeniem oka. Marianna nauczyła mnie o wiele więcej tych piękniejszych stron macierzyństwa - ale o tym następnym razem!
Zdjęcie pochodzi z: http://www.trollbeads.com.pl/pl/p/Macierzynstwo/856
poniedziałek, 10 listopada 2014
Jeszcze godzinkę....
Nie wiem, skąd znam ten Jej tajemniczy, niemowlęcy język - ale budzi mnie nim z głębokiego snu. Woła... "Mamo, mamo obudź się! To ja - Marianna. Już nie śpię..."- rozumiem bez problemu. Wstaje jak na autopilocie, wyjmuję z łóżeczka, zabieram do naszego łóżka. Marudzi, stęka, przewraca się, podskakuje, kręci.... Z trudem staram się otworzyć oczy, sięgam ręką po telefon, zerkam... 5 rano. Hm... muszę rozpocząć plan walki o dodatkową godzinkę snu. TRZY - DWA - JEDEN - START!!
wtorek, 4 listopada 2014
Nad życie...
Tulę Mariannę każdego dnia, całuje jak najęta, łaskoczę, rozbawiam, bacznie chwytając każdy Jej- już czterozębny - uśmiech - aż czasem mam wrażenia, że Ona ma tego serdecznie dość. Ale odkąd zobaczyłam film "Nad życie", przedstawiający historię Agaty Mróz, wszystko nabrało innego, głębszego sensu. Wiem jak ogromne mam szczęście, że mogę być obok Niej. Cieszyć się Nią każdego dnia, każdego dnia móc pocałować, poczuć Jej niepowtarzalny zapach. Widzieć jak rośnie, jak się zmienia. Patrzeć jak śpi, jak uczy się nowych rzeczy, jak rozmawia, robi "pa pa" i "tany tany".
czwartek, 30 października 2014
Kataklizm!!
![]() |
To już CZWARTY dzień naszej niewoli!! Areszt domowy w pełni! Za oknem piękna pogoda, ciepło - jak na tą porę roku, a ja z nosem przyklejonym do szyby i łezką w oku czekam na lepsze, ZDROWSZE jutro! Ten czwarty dzień nie wiedzieć czemu stal się dniem kryzysowym. Zazwyczaj kryzys przychodzi trzeciego dnia - tak przynajmniej było w moim życiu do tej pory. Wczoraj widocznie postanowił dać nam spokój, bo i marchewkowe ciacho zagościło na stole i Ciocia Julka wpadła z całym pakietem niusów i tematów do obgadania. Dziś jednak przyszedł i co gorsza atakował z coraz to mocniejszą siła. Im bliżej wieczoru, tym gorzej. I to wcale nie chodzi o to, że Mania - O nie! Co to, to nie!! Z Mania jak najbardziej w porządku.
wtorek, 28 października 2014
Rodzeństwo - no to kiedy?
Zapytałam Was ostatnio o to, czy Wasze dzieci mają lub będą mieć rodzeństwo. Ile odpowiedzi - tyle różnych poglądów. Jedne Mamy chcą mieć tylko jedno dziecko inne mogą mieć tylko jedno. Jedni wolą odczekać kilka lat - aby nacieszyć się pierwszym dzieckiem i nieco odpocząć, pożyć - zanim pojawi się drugie maleństwo, drudzy - uważają, że fajniejsza jest mniejsza różnica wieku, bo dzieci mają lepszy kontakt.
poniedziałek, 20 października 2014
Zapisujemy piękne chwile z pomocą profesjonalistów - parzuchowscy.com
Zdjęcia, zdjęcia .... kto ich nie lubi? Uwielbiam biegać z aparatem i chwytać chwilę, które już nigdy się nie powtórzą. Zapisywać obrazy, by móc sięgać do nich po latach. Problem zaczyna się, gdy oprócz Marianny i Mariankowego Taty, mam na zdjęciu pojawić się także ja. Przyznaję się - Mariankowa Mama nie lubi być fotografowana! SZOK?? Zaraz wszystko wyjaśnię.
Nigdy nie lubiłam pozować do zdjęć! Denerwuje mnie ustawianie się, robienie "minki numer 5" - staram się jak mogę,a i tak zawsze wyglądam identycznie, i absolutnie inaczej niż to sobie wyobrażałam stojąc przed obiektywem. I nic nie daje wystrojenie się, idealny makijaż, perfumy ( których nie widać - wiem, wiem - ale dodają mi pewności siebie), fryzura - zawsze jest coś nie tak! Ustawiam się, uśmiecham i czekam.....czekam i czekam - a zdjęcie nadal nie ma, bo.... "Stoisz w słońcu" lub "Marne światło".... Jestem niecierpliwa, zaraz zaczynam coś gadać - i potem na każdym zdjęciu mam otwartą buzię. Jedno ujęcie jednego miejsca/ sytuacji - jedno do skasowania....I tyle zostało ze zdjęcia z Mariankowa Mamą w roli głównej. Tak po ciuchu myślę, że to wina fotografa - Taty Mani ;)
No a co ze zdjęciami rodzinnymi? Pomysłowość Mariankowych Rodziców nie zna granic - ustawianie aparatu na snopku siana, powalonym drzewie, plecaku - samowyzwalacz - "Ok! Widzę Was! TRZY - DWA - JEDEN.... Biegnę!!" Bardzo radosne są takie akcję - trzeba sobie jakoś radzić ;)
Takie zdjęcia mają swój klimat, urok, niosą ze sobą pozytywne emocje. Ale niestety nie uchwyci się na nich spontanicznych gestów, ruchów,czułości, uczuć - pozowanie sprawia, że nie do końca jesteśmy prawdziwi, nieco spięci, jak gdyby zatrzymani na ułamek sekundy - aby tylko nie mrugnąć, nie poruszyć się.
To wszystko sprawiło, że Mariankowa Mama postanowiła działać!
O parzuchowscy.com dowiedziałam się w czasie spotkania z koleżanką. Zajrzałam na ich fanpage i okazało się, że właśnie organizują " Jesienne mini sesje fotograficzne". Ich oferta od razu przypadła mi do gustu. Zadzwoniłam, zarezerwowałam i wyczekiwałam z niecierpliwością.
Pogoda w dniu sesji była jak na zamówienie. Słoneczny i tonący w kolorach jesieni Park Agrykola okazał się strzałem w 10! Umówione miejsce, godzina - i...... fantastyczny czas. Atmosfera jaką stworzyli Państwo Parzuchowscy pozwoliła nam zupełnie zapomnieć o trzymanych przez nich aparatach. Nie było napięcia, minki No. 5, gadania. Pomysły na kolejne kadry, pomoc w idealnym ustawieniu, zabawianie Marianny i Pesto - nieocenione! Do tego miła, przyjazna rozmowa - a zdjęcia to tak przy okazji! To wszystko zaowocowało fotografiami jak marzenie! Trudno było podjąć decyzję - bo przez godzinę naszej sesji powstało ponad 160 zdjęć, z czego 150 nas zachwyciło. Aż trudno nam było uwierzyć, że możemy tak fajnie wyglądać na zdjęciach! Zwłaszcza JA!! Jedyne czego żałuję, to że nie znałam Państwa Parzuchowskich, gdy szukaliśmy fotografa na nasze wesele i sesję plenerową.
Oto efety naszej współpracy z parzychowscy.com
piątek, 17 października 2014
Gra w klasy
Ostatnio idąc z Marianną i dwiema córeczkami sąsiadki przez park byłam świadkiem, a w pewnym momencie nawet czynnym uczestnikiem, pewnej sytuacji.
Idzie, a właściwie kroczy noga za nogą w tempie gęsi wyścigowej, pani dość pokaźnych rozmiarów i krzyczy, a tak naprawę - najzwyczajniej w świecie się wydziera - MAJA!!! MAAAAJJJJAAAA!! Pomyślałam, że z pewnością uciekł jej pies i w ten sposób próbuje go do siebie przywołać. Tak, wiem, "Maja" to dziwne imię dla psa, ale ludzie mają przeróżne pomysły. Minęłyśmy wrzeszczącą panią i poszłyśmy w kierunku placu zabaw. Dziewczynki pobiegły na zjeżdżalnie - ja z Marianną obserwowałyśmy ich zabawę z niewielkiej odległości. Po chwili usłyszałam głos owej okrągłej pani "Ooooo!! JESTEŚ!! Kto ci pozwolił tak daleko ode mnie odchodzić?? MAM CI WLAĆ? MAM CI WLAĆ NA OCZACH WSZYSTKICH??" Myślę sobie, że to bardzo dziwne, że jej pies jest na placu zabaw. Patrzę, a tu wcale nie pies, ale około czteroletnia dziewczynka idzie w jej stronę ze spuszczoną głową... Zatkało mnie...Jak to? To ona tak wołała córkę? A teraz grozi jej publicznym laniem? Nie wytrzymałam! Odezwałam się - powiedziałam pani czym zakończy się jej ewentualna próba bicia dziecka - oczywiście w bardzo kulturalny, chociaż dosadny sposób - odwróciłam się i zaczęłam bawić się z dziewczynkami w klasy. Wzięłyśmy patyki i na piasku zaczęłyśmy rysować naszą grę. Wesoło, z uśmiechem, bez niepotrzebnych emocji. Czy to jest jakie trudne? Oczywiście, że łatwiej nakrzyczeć, nawydzierać się na dziecko - bo się nie słucha, bo ucieka... Tylko jak żywe, ciekawe świata dziecko ma zapanować nad tą energią, która tylko czyha na moment eksplozji? Mama wolno idzie, a dziecko potrzebuje ruchu, potrzebuje się wybiegać, wyszaleć. Czy dziewczynka była winna, że uciekła? Myślę, że nie mając perspektywy na krótką chociażby zabawę na placyku, sama uciekłabym jak najdalej...To przecież tylko dziecko, ono ma inny sposób myślenia, inaczej postrzega świat, inaczej umie radzić sobie z dysonansem między "chcieć" i "móc", inaczej odczuwa i widzi to co je otacza. Rolą dorosłego jest za tym nadążyć, pokazywać drogę radzenia sobie z emocjami, ukierunkować prawidłowe nawyki aktywnego spędzania czasu. Wieczne krzyki, groźby, kary cielesne - to walka z emocjami, ale emocjami dorosłego. Uderzenie dziecka nic nie wnosi - pomaga rozładować emocje, oprawcy, a zmiany jakie wywołuje w dziecku są nieodwracalne. Upokorzenie, zachwiane poczucie własnej wartości, wstyd - to wierzchołek góry lodowej.
Na placu zabaw oprócz mnie było jeszcze kilku rodziców - jedni nie zauważyli całego zajścia, inni udawali, że nie widzą - tylko jeden ojciec siedzący na ławce, mam wrażenie, był podobnego zdania jak ja. Niestety nawet nie otworzył ust...
Czy rzeczywiście tak wiele dzieci jest bitych? Czy rodzice nadal wierzą, że jest to sposób na uzyskanie posłuszeństwa? Ukaranie? Czy nadal musi trwać ta przeklęta zmowa milczenia i przyzwolenie na agresję?
Przeraża mnie to!
Idzie, a właściwie kroczy noga za nogą w tempie gęsi wyścigowej, pani dość pokaźnych rozmiarów i krzyczy, a tak naprawę - najzwyczajniej w świecie się wydziera - MAJA!!! MAAAAJJJJAAAA!! Pomyślałam, że z pewnością uciekł jej pies i w ten sposób próbuje go do siebie przywołać. Tak, wiem, "Maja" to dziwne imię dla psa, ale ludzie mają przeróżne pomysły. Minęłyśmy wrzeszczącą panią i poszłyśmy w kierunku placu zabaw. Dziewczynki pobiegły na zjeżdżalnie - ja z Marianną obserwowałyśmy ich zabawę z niewielkiej odległości. Po chwili usłyszałam głos owej okrągłej pani "Ooooo!! JESTEŚ!! Kto ci pozwolił tak daleko ode mnie odchodzić?? MAM CI WLAĆ? MAM CI WLAĆ NA OCZACH WSZYSTKICH??" Myślę sobie, że to bardzo dziwne, że jej pies jest na placu zabaw. Patrzę, a tu wcale nie pies, ale około czteroletnia dziewczynka idzie w jej stronę ze spuszczoną głową... Zatkało mnie...Jak to? To ona tak wołała córkę? A teraz grozi jej publicznym laniem? Nie wytrzymałam! Odezwałam się - powiedziałam pani czym zakończy się jej ewentualna próba bicia dziecka - oczywiście w bardzo kulturalny, chociaż dosadny sposób - odwróciłam się i zaczęłam bawić się z dziewczynkami w klasy. Wzięłyśmy patyki i na piasku zaczęłyśmy rysować naszą grę. Wesoło, z uśmiechem, bez niepotrzebnych emocji. Czy to jest jakie trudne? Oczywiście, że łatwiej nakrzyczeć, nawydzierać się na dziecko - bo się nie słucha, bo ucieka... Tylko jak żywe, ciekawe świata dziecko ma zapanować nad tą energią, która tylko czyha na moment eksplozji? Mama wolno idzie, a dziecko potrzebuje ruchu, potrzebuje się wybiegać, wyszaleć. Czy dziewczynka była winna, że uciekła? Myślę, że nie mając perspektywy na krótką chociażby zabawę na placyku, sama uciekłabym jak najdalej...To przecież tylko dziecko, ono ma inny sposób myślenia, inaczej postrzega świat, inaczej umie radzić sobie z dysonansem między "chcieć" i "móc", inaczej odczuwa i widzi to co je otacza. Rolą dorosłego jest za tym nadążyć, pokazywać drogę radzenia sobie z emocjami, ukierunkować prawidłowe nawyki aktywnego spędzania czasu. Wieczne krzyki, groźby, kary cielesne - to walka z emocjami, ale emocjami dorosłego. Uderzenie dziecka nic nie wnosi - pomaga rozładować emocje, oprawcy, a zmiany jakie wywołuje w dziecku są nieodwracalne. Upokorzenie, zachwiane poczucie własnej wartości, wstyd - to wierzchołek góry lodowej.
Na placu zabaw oprócz mnie było jeszcze kilku rodziców - jedni nie zauważyli całego zajścia, inni udawali, że nie widzą - tylko jeden ojciec siedzący na ławce, mam wrażenie, był podobnego zdania jak ja. Niestety nawet nie otworzył ust...
Czy rzeczywiście tak wiele dzieci jest bitych? Czy rodzice nadal wierzą, że jest to sposób na uzyskanie posłuszeństwa? Ukaranie? Czy nadal musi trwać ta przeklęta zmowa milczenia i przyzwolenie na agresję?
Przeraża mnie to!
Źródło zdjęcia: http://blog.benc.pl/kilka-prostych-zabaw-podworkowych-dla-twojego-dziecka/
czwartek, 9 października 2014
Jesienny spleen
Zbliżała się, zbliżała - w końcu przyszła i rozgościła się na dobre. Piękna, złota, pachnąca szeleszczącymi, kolorowymi liśćmi i kłującymi w podeszwy butów łupinami kasztanów. Jesień. Cieszy i zachwyca każdego, gdy tylko towarzyszy jest ciepłe, jasne słońce. Gorzej zaczyna się robić, gdy słoneczko ukryte pod chmurami pozostaje przez cały dzień, a niebo jest szare, bure i bez wyrazu. Pierwsza myśl pojawiająca się w taki dzień to "KAWA".
niedziela, 5 października 2014
Nominacja
Pojawiła się moda na nominacje. Jedne bardziej wesołe, inne z przesłaniem, jeszcze inne głupowate, nic nie wnoszące, a wręcz żenujące.
piątek, 3 października 2014
Szafa (bez) nadziei, na lepsze jutro
Zakupy, zakupy!! Łaaaa.... Cudownie! Nareszcie!
Kupowanie ciuchów większości osób ( podkreślam - większości!! ) sprawia przyjemność! Mi też sprawiało! Jednak gdy zaszłam w ciąże, doszłam do wniosku, że nie ma co inwestować w ubrania, bo trudno stwierdzić jaki rozmiar będzie na mnie dobry po próbie dojścia do formy z przed ciąży. Po porodzie - też nic nie kupowałam, bo byłam pochłonięta nauką bycia Mamą... No i teraz, jak Marianna już jest nieco starszym niemowlakiem, nareszcie nadszedł czas dla mnie. Teraz mogę zadbać o odświeżenie garderoby!! Ale czy na pewno jest co tak skakać ze szczęścia?
wtorek, 30 września 2014
Zabawna sprawa
czwartek, 25 września 2014
Kobieca torebka - chętnie, tylko co ja tam mam włożyć?
Torby, torebki uwielbiam - małe, duże, a najlepiej w sam raz. Na ostatnie Boże Narodzenie, kiedy to Marianna mieszkała jeszcze w maminym brzuchu, kupiłam sobie za Mikołajowe pieniądze torebkę. Piękną, granatowa listonoszkę, na długim, brązowym pasku. Zakochałam się w niej od pierwszego wejrzenia. Torba ma już prawie rok i wygląda nadal jak nowa, ale nie dlatego, że taki idealny gatunek.... raczej dlatego, że leży od stycznia i czeka na swoja kolej.
poniedziałek, 22 września 2014
W rodzinie siła!
W ostatnio poście wspominałam o naszej rocznicy ślubu. Dziś chciałam Wam opowiedzieć, jaka niespodziankę przygotowali dla nas najbliżsi.
Wielka konspira - nikt nic nie wie, nikt nic nie widział, nikt nic nie słyszał....
"Macie przyjechać i koniec" - usłyszałam podczas rozmowy telefonicznej. Żadnego zapraszamy, tęsknimy... nic! "Macie" i koniec, czy tego chcecie czy nie.
Zmieniliśmy zatem nasze niedzielne plany - bo wyboru żadnego nam nie dali - zapakowaliśmy Mariankę i jej najpotrzebniejsze rzeczy, i pojechaliśmy.
czwartek, 18 września 2014
Świętujemy...
Jestem tradycjonalistką. Ślub był dla mnie bardzo ważny. To był piękny, wyczekany dzień. Początek naszej wspólnej drogi jako małżeństwa.
Gdy poznalam Tatę Mani - od razu wiedziałam, że będzie moim mężem! Skąd? Po prostu wiedziałam i już.
Pamiętam dokładnie jak podczas sesji zdjęciowej na Starym Mieście, zaczepili nas starsi państwo - którzy złożyli nam życzenia i kazali brać z siebie przykład - byli już 50 lat po ślubie. Spacerowali po Starówce trzymając się za ręce.... Ten piękny obrazek zapadł mi w pamięci, a ich słowa zamieniły się w marzenie.... Całym sercem staram się, abyśmy to my za kilkadziesiąt lat szli po kocich łbach na Rynku Starego Miasta, trzymając się za ręce, a Tata Mani patrzył na mnie z tą iskrą w oku, która sprawia, że unoszę się nad ziemią.
Cudownie wrócić do tych zdjęć, powspominać - ale jeszcze wspanialsza jest perspektywa tego, co jeszcze przed nami!
Gdy poznalam Tatę Mani - od razu wiedziałam, że będzie moim mężem! Skąd? Po prostu wiedziałam i już.
Pamiętam dokładnie jak podczas sesji zdjęciowej na Starym Mieście, zaczepili nas starsi państwo - którzy złożyli nam życzenia i kazali brać z siebie przykład - byli już 50 lat po ślubie. Spacerowali po Starówce trzymając się za ręce.... Ten piękny obrazek zapadł mi w pamięci, a ich słowa zamieniły się w marzenie.... Całym sercem staram się, abyśmy to my za kilkadziesiąt lat szli po kocich łbach na Rynku Starego Miasta, trzymając się za ręce, a Tata Mani patrzył na mnie z tą iskrą w oku, która sprawia, że unoszę się nad ziemią.
Cudownie wrócić do tych zdjęć, powspominać - ale jeszcze wspanialsza jest perspektywa tego, co jeszcze przed nami!
sobota, 13 września 2014
Uczuciami utkane
piątek, 12 września 2014
wtorek, 9 września 2014
Stare Sady Port & Chillout - klimatyczne miejsce, do któego chce się wracać.
Klimatyczne miejsca to coś, co Mariankowa Mama wyczuwa na kilometr. Wystarczy jedno spojrzenie, drobny szczegół, drobiazg - zapach domowego ciasta, aromat świeżo parzonej kawy - i już wie, że to właśnie TO miejsce, w którym ma ochotę spędzić chwilę, przysiąść w fotelu, rzucić okiem na dawno nieczytany miesięcznik, zanurzyć się w myślach i dochodzącej z głośnika chilloutowej muzyce. ...
czwartek, 4 września 2014
Sesja PRAWIE profesjonalna - czyli fotograficzne szaleństwo
Wakacje to czas, kiedy możemy nie tylko odpocząć, zrealizować plany, nadrobić zaległości, ale przede wszystkim zaszaleć i spełnić marzenia. Tylko jak to wszystko zrobić w tydzień? Ha! My nie damy rady? My? Bo jak nie My, to kto??
Oto jak spełniło się jedno z wielu marzeń Mariankowych rodziców....
Oto jak spełniło się jedno z wielu marzeń Mariankowych rodziców....
środa, 27 sierpnia 2014
Czy "must have" to naprawdę "MUST HAVE"??
Chyba każda mama tak ma, że chciałaby dla swojego dziecko wszystko co najlepsze. I chociaż pierwsze co powinno nam przyjść do głowy słysząc takie stwierdzenie - to ZDROWIE, bo to jedyna rzecz, na którą nie zawsze mamy wpływ. I nie mówię tu o przeziębieniu czy gorączce, chociaż te również kosztują wiele stresu i nieprzespanych nocy. Poważne, nieuleczalne choroby, które nie oszczędzają nawet niemowląt, czy wrodzone wady, choroby dziedziczne - to obszar, którego mam nadzieję nigdy nie odwiedzić.Pisałam już o tym TU
Okazuje się jednak, że zdrowie wcale nie jest "tym co najlepsze". Najważniejsze okazują się ubrania!!
Okazuje się jednak, że zdrowie wcale nie jest "tym co najlepsze". Najważniejsze okazują się ubrania!!
środa, 20 sierpnia 2014
poniedziałek, 18 sierpnia 2014
Wyniki konkursu "Oswoić zwierzaka"
KOCHANI!!
Bardzo dziękuje wszystkim za wspaniałą zabawę. Nie spodziewałam się, że pierwszy konkurs Mani Mamy bedzie cieszył się takim zainteresowaniem. Przesyłane przez Was śliczne zdjęcia, ukazujące miłość dzieci i zwierząt i cały ten magiczny proces oswajania - dodały mi wiary, że świat jeszcze nie stanął na głowie, że są ludzie, którzy potrafią nauczyć swoje dzieci szacunku, miłości i wspólnego obcowania ze zwierzętami. Tyle radości, ile daje maluchom zabawa z czworonożnymi/a czasem dwunożnymi/ przyjaciółmi- sprawia, że Wasze zdjęcia mogę przeglądać codziennie, bo dają mi ogromną porcję pozytywnej energii.
Bardzo dziękuje wszystkim za wspaniałą zabawę. Nie spodziewałam się, że pierwszy konkurs Mani Mamy bedzie cieszył się takim zainteresowaniem. Przesyłane przez Was śliczne zdjęcia, ukazujące miłość dzieci i zwierząt i cały ten magiczny proces oswajania - dodały mi wiary, że świat jeszcze nie stanął na głowie, że są ludzie, którzy potrafią nauczyć swoje dzieci szacunku, miłości i wspólnego obcowania ze zwierzętami. Tyle radości, ile daje maluchom zabawa z czworonożnymi/a czasem dwunożnymi/ przyjaciółmi- sprawia, że Wasze zdjęcia mogę przeglądać codziennie, bo dają mi ogromną porcję pozytywnej energii.
czwartek, 14 sierpnia 2014
Krzesełko jak marzenie - czyli skandynawski majstersztyk by Baby Dan
Każdy zakup, którego dokonuje Mariankowa Mama dla swojej córeczki jest wbrew pozorom bardzo dokładnie przemyślany ( co właściwie zadziwia nie tylko otoczenie, ale przed wszystkim ją samą - bo to całkowicie odbiega od jej spontanicznego usposobienia). Być może to kwestia pieniędzy, gdyż chciałaby kupić wszystko, a stać ją tylko na 90% ;) Z pewnością jednak można stwierdzić, że to wpływ małżeństwa i życia z Mani Tatą już jakiś czas. Tata Mani zanim coś kupi, ogląda w różnych sklepach wszystkie dostępne modele, czyta opinie w internecie, zawęża krąg poszukiwań, znowu odwiedza wszystkie sklepy, które oferują owo cacko w sprzedaży - tym razem ogranicza się do oglądania wybranego modelu kilkakrotnie prze kilka dni. Następnie rozmowa z Mani Mamą w celu ustalenia "szczęśliwca", który zamieszka z nimi.... i jak już si ę wydaje, że jesteśmy u celu, to wracamy do punktu wyjścia "ale czy mi to w ogóle potrzebne??" Norma ;)
Zupełnie inaczej było z Mariankową Mamą - ona wchodziła do sklepu - "Oooo jakie piękne!! Biorę!" - koniec zakupów. Teraz wspólne życie Mariankowych Rodziców nieco ich zmodyfikowało. Zwłaszcza Mani Mamę, która stara się robić przemyślane zakupy. Zazwyczaj jednak polega na swojej niezwykle rozwiniętej kobiecej intuicji. Wybierając rzeczy dla Mani, szpera dość krótko, ale intensywnie. Gdy już coś wyszuka - jest pewna, że trafiła w dziesiątkę!
Tak było z łóżeczkiem, tak było z wózkiem i tym razem też tak było - kiedy to wybrała krzesełko do karmienia. Szczęśliwcem zostało krzesełko skandynawskiej produkcji - DanChair Baby Dan. Jak tylko pierwszy raz je ujrzała, wiedziała, że nie chce żadnego innego.
Oto Mani Mamy ZA, a nawet przeciw DanChair ;)
Kilka słów o DanChair:
Krzesełko Baby Dan dostępne jest w 4 kolorach - białe, drewno bielone, naturalne, ciemny brąz. W całości wykonane jest z wysokiej jakości, odpornego na zarysowania i łatwego w czyszczeniu drewna. Jego nowoczesny design idealnie wpasowuje się w każde wnętrze, a konstrukcja nie tylko zapewnia odpowiednią stabilność i bezpieczeństwo w czasie karmienia, ale także zapewnia prawidłową postawę w czasie siedzenia. Baby Dan to krzesełko, które rośnie razem z dzieckiem - przeznaczone jest dla dzieci od w wieku od 6 miesięcy do 14 lat. Ogromnym atutem poza wyżej wymienionymi, jest jego wielkość - idealnie wpasowuje się pod blat stołu - co sprawia, że nie jest kolejnym dzieciowym gratem, o który będziemy się potykać.Wysokość podnóżka i siedziska są regulowane, więc gdy tylko nasz Szkrabik podrośnie - mamy możliwość manewru.
Zupełnie inaczej było z Mariankową Mamą - ona wchodziła do sklepu - "Oooo jakie piękne!! Biorę!" - koniec zakupów. Teraz wspólne życie Mariankowych Rodziców nieco ich zmodyfikowało. Zwłaszcza Mani Mamę, która stara się robić przemyślane zakupy. Zazwyczaj jednak polega na swojej niezwykle rozwiniętej kobiecej intuicji. Wybierając rzeczy dla Mani, szpera dość krótko, ale intensywnie. Gdy już coś wyszuka - jest pewna, że trafiła w dziesiątkę!
Tak było z łóżeczkiem, tak było z wózkiem i tym razem też tak było - kiedy to wybrała krzesełko do karmienia. Szczęśliwcem zostało krzesełko skandynawskiej produkcji - DanChair Baby Dan. Jak tylko pierwszy raz je ujrzała, wiedziała, że nie chce żadnego innego.
Oto Mani Mamy ZA, a nawet przeciw DanChair ;)
Kilka słów o DanChair:
Krzesełko Baby Dan dostępne jest w 4 kolorach - białe, drewno bielone, naturalne, ciemny brąz. W całości wykonane jest z wysokiej jakości, odpornego na zarysowania i łatwego w czyszczeniu drewna. Jego nowoczesny design idealnie wpasowuje się w każde wnętrze, a konstrukcja nie tylko zapewnia odpowiednią stabilność i bezpieczeństwo w czasie karmienia, ale także zapewnia prawidłową postawę w czasie siedzenia. Baby Dan to krzesełko, które rośnie razem z dzieckiem - przeznaczone jest dla dzieci od w wieku od 6 miesięcy do 14 lat. Ogromnym atutem poza wyżej wymienionymi, jest jego wielkość - idealnie wpasowuje się pod blat stołu - co sprawia, że nie jest kolejnym dzieciowym gratem, o który będziemy się potykać.Wysokość podnóżka i siedziska są regulowane, więc gdy tylko nasz Szkrabik podrośnie - mamy możliwość manewru.
sobota, 9 sierpnia 2014
Pomysł na sobotni poranek
Weekend upalny. Wymarzony czas, zwłaszcza, gdy możemy spędzić go poza betonowym miastem. Co jednak, gdy chcemy zostać w domu lub najzwyczajniej w świecie jesteśmy zmuszeni, gdyż nasz budżet stracił magiczną moc rozciągania i lepiej będzie dla wszystkich, gdy pozostaniem w stolicy? Warto wówczas skorzystać z oferty, jaką ma dla nas Warszawa....
poniedziałek, 4 sierpnia 2014
Kocing z trawingiem - czyli jak budować dziecięce wspomnienia
Myślę, że każdy z nas ma wspomnienia z dzieciństwa, o których jak tylko pomyśli, to uśmiech sam się pojawia na twarzy. Wspomnienia, które są bezcenne. Nikt i nic nie może ich nam odebrać. Tylko czy w dzisiejszych czasach dorosłym jeszcze się chce stworzyć sytuacje, przygody, wypady, pikniki, które zapiszą się w pamięci ich dzieci na wiele lat? Czy będą mieć takie magiczne chwile, które wyrysują uśmiech na ich buziach?
Tak niewiele trzeba,....
Trzeba tylko chcieć!
Tak niewiele trzeba,....
Trzeba tylko chcieć!
piątek, 1 sierpnia 2014
PW
Byliśmy na Powązkach. O 17 nawet wiatr przystanął, wyciszył się, wręcz zniknął...
Przynajmniej ja poza wyciem syreny i tulącą się do mnie Marianną nie czułam nic.
Przede mną tłum - zamyślony, zasłuchany, milczący.
Dźwięk syreny zawsze napawał mnie przerażeniem.
Alarmuje, ostrzega, nawołuje o pomoc.
Wśród nas Powstańcy - Oni TAM byli, Oni to przeżyli.
Musimy walczyć o to, aby pamięć o Nich przetrwała.
Marianno czy Twoje pokolenie będzie wiedziało co to jest godzina "W"?
Cała nadzieja w nas....
Przynajmniej ja poza wyciem syreny i tulącą się do mnie Marianną nie czułam nic.
Przede mną tłum - zamyślony, zasłuchany, milczący.
Dźwięk syreny zawsze napawał mnie przerażeniem.
Alarmuje, ostrzega, nawołuje o pomoc.
Wśród nas Powstańcy - Oni TAM byli, Oni to przeżyli.
Musimy walczyć o to, aby pamięć o Nich przetrwała.
Marianno czy Twoje pokolenie będzie wiedziało co to jest godzina "W"?
Cała nadzieja w nas....
Nienawiści mówię STOP!!

Źródło zdjęcia:
http://polkawszwecji.wordpress.com/2014/02/
wtorek, 29 lipca 2014
Kolorowe zmiany
niedziela, 27 lipca 2014
Wspomnienia wspomnień
Dziś odwiedziliśmy Mariankową Prababcię. To był cudowny czas wypełniony
opowieściami o tym, jak to było kiedyś i wspólnym oglądaniem zdjęć. A
były to nie byle jakie zdjęcia - fotografie kilkudziesięcio-, a
nawet stuletnie. Uwielbiam takie pamiątki. Te kadry to nie ulepszone za
pomocą photoshop'a, wymuskane, wybrane spośród wielu najlepsze ujęcia.
To niepowtarzalne, drogocenne dzieła sztuki, na których zapisane są
dawne czasy. Przez tyle lat przetrwały i nadal niosą ze sobą cudowny bagaż wspomnień. Bez historii zamkniętej w tych pożółkłych kartach papieru, nie znalibyśmy wielu, które mieszkają w babcinym sercu.
Czas pędzi, problemy dnia codziennego wbijają w ziemię, nie pozwalając na chwilę wytchnienia. Życie tak szybko ucieka - a razem z nim umykają wspomnienia, znikają kolejne uśmiechy, gasną słowa, które nie zdążyły stworzyć opowieści. Jak poznać tą historię, gdy nie dajemy sobie na to szansy?
piątek, 25 lipca 2014
Szczeście, którego nie da się złapać
Na FB co chwila ktoś prosi o pomoc. A to ktoś zaginął, coś zostało skradzione, coś zostało znalezione - i poszukiwany właściciel. Najwięcej jest jednak próśb o pomoc finansową - co najsmutniejsze, bez niej ktoś cierpi, ktoś nie ma szans na operację ratującą życie bądź leczenie. Zawsze takie sprawy mnie poruszały - pisałam zresztą już o tym <TU>, gdy w czasach studenckich byłam w "Fundacji Dr Clown".
wtorek, 22 lipca 2014
Przepisowo - BOMBA KALORYCZNA czyli Pavlova
NO TO ZACZYNAMY:
Najpierw włącz piekarnik -ustaw temp. 180stopni.
W tym czasie przygotuj:
6 białek
300g cukru
1 łyżeczka mąki ziemniaczanej
1 łyżeczka soku z cytryny lub białego octu winnego
500ml śmietany kremówki
owoce np. maliny, borówki ( w ziemię można zrobić mus z mrożonych owoców lub kupić granat - spokojnie -taki owoc ;)) W zimę jeszcze bardziej potrzebne jest COŚ słodkiego, bo nie ma słońca!!
Białka ubić mikserem na sztywno.
Następnie cały czas miksując dodawać cukier po łyżce. Na koniec dodać mąkę ziemniaczaną i sok z cytryny.
Blachę wyłożyć papierem do pieczenia. Odrysować na niej koło np. od talerza do zupy. wyłożyć bezę na blaszkę. Ważne, żeby wyłożyć ją tak, aby zostało jeszcze miejsce dookoła, bo beza rośnie w czasie pieczenia. Wyłóżcie zatem trochę mniejszą niżbyście chcieli, aby był po upieczeniu. W czasie nakładanie nie wygładzajcie boków - fajnie wygląda jak jest taka niesforna.
Wkładamy do rozgrzanego do 180stopni piekarnika i ustawiamy zegar na 5 minut. Po tym czasie, zmniejszamy temperaturę w piekarniku do 150 stopni i pieczemy jeszcze przez 1,5 godziny. Nie wolno zaglądać!! Po upieczeniu studzimy w otwartym piekarniku - ale to na szczęście szybko idzie!! :)
Śmietanę ubijamy, kładziemy na ostudzoną bezę i posypujemy owockami :)
PYCHA!!
Przepis zaczerpnięty z:
www.mojewypieki.com
Głosy zza światów
Chyba każdy człowiek ma na jakimś punkcie obsesję i zawsze w ten sam sposób reaguje, gdy dzieje się coś, co dla niego jest irytujące i męczące. Po pewnym czasie ludzie z jego otoczenia wiedzą co może go wyprowadzić z równowagi i zaczynają cytować jego wypowiedzi na ten temat. Zdarza się nawet, że sami zaczynają przyjmować jego postawę i podobne rzeczy stają się dla nich nieznośne.
Identycznie jest z dziećmi i ich rodzicami. Rodzice swoim podejściem do wielu spraw wdrukowują w dziecięce umysły pewne zachowania, postawy, całe sformułowania na określony temat czy niewłaściwe w ich mniemaniu zachowanie.
Dla przykładu: gdy zbyt długo stoisz przed otwartą lodówką i zastanawiasz się co by tu wybrać do jedzenia - nagle zza światów dobiega głos "Nie wietrz lodówki!!". Co z tego że masz 30-tkę na karku i jesteś sam we własnym mieszkaniu. Co z tego, że to ty teraz płacisz rachunki i to ty będziesz dzwonił po serwis, jeśli owa lodówka się zepsuje? Jeśli słyszało się to całe życie - myślę, że nie uda się już od tego uwolnić.
U Marinakowej Mamy, która jak już coś robi - to stara się to robić mega dokładnie - często oprócz tekstu o lodówce pojawia się tekst "Nadgorliwość gorsza od faszyzmu" - bo gdy była dzieckiem to chcąc coś lepiej zrobić, niechcący coś psuła -i takie słowa padały z ust jej Taty.
Jest jeszcze kilka takich tekstów - powiedzmy "nie trzaskaj drzwiami" czy "nie baw się światłem"... Ooooo... i jeszcze "nie baw się woda". To jest tak cholernie męczące, że można poczuć się jak schizofrenik, bo kto normalny słyszy głosy, których nie ma?
Idąc tym tokiem rozumowania Mariankowa Mama postanowiła zamęczyć swoich najbliższych tekstem, który niedługo wyjdzie im bokiem, a zwłaszcza Tacie Mani, bo Mania jak narazie udaje, że nic nie słyszy i nawet nie drgnie placem. Jest to sformułowanie, które ma pomoc. Ma zatem szczytny cel - więc nie posądzajcie od razu Mani Mamy, "że co ona robi" czy "jak tak można"? Sama się męczy a innym chce zrobić to samo?? ;)
Ma to być hasło o niezwykłej mocy mobilizującej i sprawczej. Hasło, które pomoże w utrzymaniu porządku w Mariankowym Domu. A brzmi ono tak "Jak już to trzymasz w ręku, to odłóż to na miejsce". Może za 20 lat Mania będzie się czuła dziwnie, gdy krzątając się po własnym mieszkaniu, będzie zmuszona odkładać wszystkie rzeczy na miejsce, bo tajemniczy głos nie da jej spokoju. Ale myślę jednak, że będzie za to wdzięczna swojej mamie, która tylko chciała, żeby nie trzeba było codziennie sprzątać i tracić cenny czas.
Żródło zdjęcia:
http://adonai.pl/relaks/zludzenia/?id=156
Identycznie jest z dziećmi i ich rodzicami. Rodzice swoim podejściem do wielu spraw wdrukowują w dziecięce umysły pewne zachowania, postawy, całe sformułowania na określony temat czy niewłaściwe w ich mniemaniu zachowanie.
Dla przykładu: gdy zbyt długo stoisz przed otwartą lodówką i zastanawiasz się co by tu wybrać do jedzenia - nagle zza światów dobiega głos "Nie wietrz lodówki!!". Co z tego że masz 30-tkę na karku i jesteś sam we własnym mieszkaniu. Co z tego, że to ty teraz płacisz rachunki i to ty będziesz dzwonił po serwis, jeśli owa lodówka się zepsuje? Jeśli słyszało się to całe życie - myślę, że nie uda się już od tego uwolnić.
U Marinakowej Mamy, która jak już coś robi - to stara się to robić mega dokładnie - często oprócz tekstu o lodówce pojawia się tekst "Nadgorliwość gorsza od faszyzmu" - bo gdy była dzieckiem to chcąc coś lepiej zrobić, niechcący coś psuła -i takie słowa padały z ust jej Taty.
Jest jeszcze kilka takich tekstów - powiedzmy "nie trzaskaj drzwiami" czy "nie baw się światłem"... Ooooo... i jeszcze "nie baw się woda". To jest tak cholernie męczące, że można poczuć się jak schizofrenik, bo kto normalny słyszy głosy, których nie ma?
Idąc tym tokiem rozumowania Mariankowa Mama postanowiła zamęczyć swoich najbliższych tekstem, który niedługo wyjdzie im bokiem, a zwłaszcza Tacie Mani, bo Mania jak narazie udaje, że nic nie słyszy i nawet nie drgnie placem. Jest to sformułowanie, które ma pomoc. Ma zatem szczytny cel - więc nie posądzajcie od razu Mani Mamy, "że co ona robi" czy "jak tak można"? Sama się męczy a innym chce zrobić to samo?? ;)
Ma to być hasło o niezwykłej mocy mobilizującej i sprawczej. Hasło, które pomoże w utrzymaniu porządku w Mariankowym Domu. A brzmi ono tak "Jak już to trzymasz w ręku, to odłóż to na miejsce". Może za 20 lat Mania będzie się czuła dziwnie, gdy krzątając się po własnym mieszkaniu, będzie zmuszona odkładać wszystkie rzeczy na miejsce, bo tajemniczy głos nie da jej spokoju. Ale myślę jednak, że będzie za to wdzięczna swojej mamie, która tylko chciała, żeby nie trzeba było codziennie sprzątać i tracić cenny czas.
Żródło zdjęcia:
http://adonai.pl/relaks/zludzenia/?id=156
niedziela, 20 lipca 2014
KONKURS
Uwaga!! Uwaga!! Mariankowa Mama ma zaszczyt zaprosić na
swój pierwszy konkurs!!!
"Oswoić zwierzaka"
"Oswoić zwierzaka"

Regulamin:
Kto?
- W konkursie mogą brać udział nie tylko dzieci, ale i kobiety w ciąży.
- Warunkiem udziału w konkursie jest przesłanie zdjęcia, na którym widać miłość zwierzaka do dziecka, ich wspólne zabawy, może być to także Mama w ciąży ze zwierzakiem - które już wyczuwa jej wspaniały stan.
- Udostępnij publicznie i polub plakat konkursowy.<tutaj>
- Polub wszystkich sponsorów <linki poniżej – kliknij na logo>
- Nie wysyłaj zdjęcia, które brało udział w innych konkursach i zdobyło jakąś nagrodę.
- 1 osoba – 1 zgłoszenie
- Prześlij jedno zdjęcie lub kolaż (max 3 zdjęcia) na mariankowamama@gmail.com
- W treści wpisz: imię i nazwisko osoby zgłaszającej, imię i wiek dziecka znajdującego się na zdjęciu, imię zwierzaka, swój typ nagrody (w razie zdobycia I miejsca) oraz link do profilu na FB.
- Pierwsze miejsce w konkursie zdobędzie ta osoba, której zdjęcie zdobędzie najwięcej like'ów. Osoba, która zdobędzie pierwsze miejsce będzie miała prawo sama wybrać nagrodę. Chyba, że się nie skontaktuje, wówczas nagrodę wybierze organizator. Pozostałych zwycięzców wybierze jury - w składzie: Mariankowi Rodzice i Cioteczka J. I to oni przydzielą nagrody.
- Wyniki pojawią się w ciągu 7 dni od zakończenia konkursu.
- Każdy kto wyśle zdjęcie, wyraża zgodę na publikację zdjęcia na stronie ManiMama w specjalnie założonej galerii.
- Nagrody, które można wygrać oraz ich sponsorzy znajdują się poniżej oraz w galerii na stronie ManiMama.
- Konkurs trwa od 21 lipca do 17 sierpnia br.
- Wysyłka nagród tylko na terenie Polski.
- Organizator poinformuje zwycięzców o wygranej poprzez wiadomość na FB.
SPONSORZY I NAGRODY:
(aby polubić sponsorów kliknij na logo)
Nagroda Niespodzianka
Zwierzaki
Tulaki ( 3 nagrody)
Cudowny kosz ręcznie robiony (30x30)
Zadziorny Kocur – Miętolmetka (zabawka sensoryczna)
Nawilżająca
babeczka do kąpieli (mleczna czekolada z płatkami czarnego
tulipana i olejkiem kokosowym)
Naturalne mydełko glicerynowe
(nie uczula, lekko pillinguje - z dodatkiem maku)
Maskotka Psi Przyjaciel
Rabat 25% dla każdego uczestnika konkursu na zakupy
w sklepie Mała Skandynawia
Rabat 20% na zakupy w sklepie Alma
Hand Made
Rabat 25% na zakupy w sklepie
Kokoriko - z myślą o dzieciach
Subskrybuj:
Posty (Atom)