piątek, 10 lipca 2015

Jak dużo bawisz się ze swoim dzieckiem?

Kilka dni temu jak co dzień wybraliśmy się z Trzpiotami na plac zabaw. Stefek jak zwykle spał sobie spokojnie w wózku, a Marianna podbijała świat. Już w piaskownicy zaczęła się bawić koło nieco starszej dziewczynki -Aurelki, która była z babcią. Babcia cały czas z nią rozmawiała, opowiadał co robią, gdzie pójdą, co widać dookoła, co wydarzyło się wczoraj, a co dziś, a co będzie jutro... Aurelia pięknie mówiła i wiele rzeczy powtarzała, można się już było z nią całkiem fajnie dogadać. A gdy robienie babek stało się zbyt nudne dla Marianny, obie dziewczynki ruszyły na zjeżdżalnię, a my - tzn. ja, Stefek w wózku i Babcia Aurelii - za nimi. Rozmowa jak to na placu zabaw "a ile ona ma?", " Ja jestem jej babcią, wie pani...". Patrzyłam na dziewczynki i zastanawiałam się, jak te zaledwie 3 miesięcy różnicy sprawiło, że Aurelia pięknie mówi, a Mania póki co... kilka słów w naszym język, resztę - w swoim dziecinnym. Dziewczynki wspinają się po schodkach - Marianna sama pokonuje stopnie, Aurelka z pomocą babci. Marianna biega, Aurelka chodzi....i gada, gada jak najęta, a ja zastanawiam się czy nie powinnam mówić i bawić się z Manią jeszcze więcej, aby i ona zaczęła mówić... W pewnym momencie, po kolejnym przestawieniu wózka z Stefankiem, Babcia zauważa go..."o matko! Jaki fantastyczny wózek! Ile ma to maleństwo? 5 tygodni?? To pani jest naprawdę dzielna! Dwoje maluchów, my z jedną sobie nie możemy poradzić..."

I w tym momencie mnie zatkało - jak to nie mogą sobie dać rady? Z tą spokojną, rozgadaną dziewczynką? Marianna jakby mogła to weszłaby w najwyższą zjeżdżalnie albo pobiegłaby na sam koniec placu zabaw, nie oglądając się na mamę...Ale Aurelka? Byłam zaskoczona - na czym może polegać owy problem z małą Aurelią? Rozmowna babcia, nadal pod wrażeniem mojej decyzji bycia mamą rok po roku, zdradziła mi sekret "Wie pani, my chyba popełniliśmy jakiś błąd... Przy niej cały czas ktoś musi być... W ogóle nie umie się bawić sama...".
No tak.... pomyślałam i włączyła się moja pedagogiczna intuicja. Rozmyślam w sumie o tej sytuacji do tej pory, bo gdzie leży granica? Jak ze wszystkim trudno ją wyznaczyć, a przede wszystkim odnaleźć i się jej trzymać.

 To, ile każdego dnia poświęcasz czasu swojemu dziecku jest tematem dość kontrowersyjnym. Wiele mam martwi się, że zbyt mało czasu poświęcają swojemu maluchowi. I o ile pracują zawodowo, a dziecko jest w żłobku./przedszkolu/ z nianią... ten czas jest odgórnie skrócony - ale gdy zajmują się prowadzeniem domu i opieką nad dziećmi, frustracja rośnie. No bo niby siedzą w domu - więc co takiego ważnego robią, że nie mają czasu pobawić się z dzieckiem? Frustracja  znowu rośnie - dziecko jest najważniejsze, ale jeść też trzeba a porządki, zakupy, pranie?? Czy robić to kosztem własnego odpoczynku, gdy dziecko śpi?  Czy poświęcać czas na zabawę i wtedy gotować i sprzątać? A co z mamami pracującymi w domu? Jak to wszystko pogodzić, aby nie zbudować pakaźnego bagażu wyrzutów sumienia?? Czy rzeczywiście "Czas dla dziecka" to czas, kiedy siedzimy z nim cały dzień na dywanie i oddajemy się wspólnej zabawie? 

Nie chcę mówić jak powinno to wyglądać - bo sama tak naprawdę nie wiem. Jak we wszystkim - i w tym wypadku kieruję się swoją intuicją. Według mojej definicji "Czasu dla dziecka" - poświęcam Mariannie prawie cały dzień - z przerwą na jej odpoczynek/ drzemkę. I wcale nie siedzimy na dywanie lub przy stoliku non stop. My po prostu wszystko robimy razem. Staram się ją angażować w większość czynności. Jeśli natomiast jestem zajęta powiedzmy przygotowaniem obiadu, Marianna siedzi i rysuje, a ja zagaduję ją, podpytuje, od czasu do czasu podchodzę, coś narysuję i dalej zajmuję się gotowaniem. Czy taki czas z dzieckiem jest nie wystarczający? Czy poświęcam jej mniej uwagi niż jakbym siedziała z nią przy stoliku? Nie sądzę - wtedy z pewnością spieszyłabym się, aby zdążyć jednak ugotować tą pomidorową, zamiast skupić się na rysunkach, a potem Mania siedziałaby z noskiem w bajkach, a ja...w garach, a frustracja  z satysfakcją osiągałaby coraz wyższe notowania, bo przecież w domu czeka na mnie jeszcze Stefek.

A wiecie co mnie denerwuje najbardziej "Tyle zabawek, a ty chodzisz i się nudzisz" To tekst poniżej pasa - bo nie wystarczy kupić dziecku tony zabawek. Trzeba mu pokazać jak się nimi bawić - aby potem samo usiadło i odtworzyło, wzbogaciło i urozmaiciło zabawę. Gdy mam chwilę siadamy i się bawimy, a gdy nadrabiam domowe zaległości - mogę przypomnieć Mariannie "Pamiętasz jak bawiłyśmy się misiami - proszę tu jest miseczka , idź ugotuj im zupkę" a ona pędzi do pokoiku i z zapałem gotuje, miesza i karmi swoich pluszowych przyjaciół.
Myślę, że gdybym zawsze mówiła "Chodź pobawimy się" pozbawiłabym się czasu dla siebie-  bo czas drzemki dzieci, jest moim czasem wolnym.Warto zadbać o siebie, o chwilę relaksu, podładowania akumulatorów. Ułatwianie sobie życia, wcale nie musi oznaczać chodzenia na łatwiznę i z pewnością nie odbywa się kosztem dzieci. Dobry pomysł i sprawna realizacja to mój klucz do  mojego małego, osobistego sukcesu.

Tak naprawdę, jak we wszystkim - nie chodzi o ilość, a o jakość.
A Ty jak dużo bawisz się ze swoim dzieckiem?
Jaka jest Twoja definicja "czasu z dzieckiem"?

6 komentarzy:

  1. A jaki macie wozek? Pytam bo jestem w podobnej sytuacji i szukam podwojnego wozka ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mamy Phil&Teds Vibe - miłam wrażenie że odpisywałam na Twój komentarz, ale widzę, że nie ma...

      Usuń
  2. Moja córka ma 4,5 roku i od dawna mówi bardzo ładnie pełnymi zdaniami itd. Od chyba 1,5 roku liczy d 10 i zna prawie wszystkie literki... myślę że dużą role w tym odegrała właśnie babcia która sie nia zajmowała przez dwa lata, przez cały czas jak ja byłam w pracy babcia zajmowała sie tylko nią więc ciągle rozmawiały, bawiły się itd. Teraz ja jestem z nią w domu bo ma od roku braciszka a pod koniec roku prawdopodobnie drugi brat zawita :) Nie mam dla niej tyle czasu co miała babcia... (babcia przychodzi kilka razy w tyg.) bo musze się zajac młodszym dzieckiem i domem no i sama też szybko sie męczę... Buzia córce sie nie zamyka więc wieczorem głowę mam jak dynia ;) ale wydaje mi sie madra i rozgarnieta jak na swój wiek większość osób mśli ze jest starsza... ale do rzeczy, próbuję córkę wciągać w sprzątanie, gotowanie (choc to rzadziej) ale ona to bardzo lubi pomaga mi układać rzeczy do szafek itd. myślę że taki czas jest także dzieciom potrzebny i przy okazji je też uczymy tych umiejętności, wiadomo klocki, puzzle też są fajne ale zwykłe codzienne czynności moim zdaniem takze sie przydają i kształtuja dziecko... ok. kończe bo miałam napisać zdanie a tu końca nie widzę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Świetnie, że angażujesz córkę w prace domowe - najlepiej wykorzystywać tą chęć pomagania, bo wyręczanie do niczego dobrego nie prowadzi, a wspólne prace domowe uczą i budują niepowtarzalną wieź. Oby i przy chłopcach udało się tą zasadę stosować ;) Bo jako najstarsze dziecko w rodzinie - sama po sobie wiem- że najmłodsze zawsze jakoś inaczej...;)
      Pozdrawiam ciepło :)

      Usuń
  3. bardzo fajny tekst :) Ja myślę też, że do dziecka trzeba dużo mówić, dać mu poczuć że mimo naszych zajęć, obowiązków jesteśmy z nim. Pozdrawiamy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ok tak - wspólne rozmowy, nawet te bardziej przypominające monolog - to główny punkt programu :) Także pozdrawiamy!!

      Usuń

Daj znać, co o tym sądzisz