sobota, 31 maja 2014

Dzień Dziecka

 Mariankowa Mama doskonale pamięta, gdy sama była dzieckiem, jak bardzo czekała na ten dzień. Nareszcie marzenia się spełniały. Gry i zabawy organizowane na skwerach, mnóstwo atrakcji, konkursów, upominków. Nie miały wówczas znaczenia duże prezenty. Liczyła się dobra zabawa i jeszcze lepsze towarzystwo - towarzystwo rodziców i rodzeństwa. Wspólne szaleństwo na wesołym miasteczku, pieczenie ciasteczek z mamą czy wypad nad jezioro i ognisko z kiełbaskami... Tego nie da się zapomnieć!! A czy Mariankowa Mama pamięta jakie dostała wtedy zabawki?  Czy lubiła się nimi bawić, aż tak bardzo, aby zapisały się w Jej pamięci na długie lata? Hm... Chwila zastanowienia.... Nie, nic sobie nie przypomina. Pamięta natomiast smak tych wspólnie pieczonych ciasteczek...

piątek, 30 maja 2014

Spokojnie - mam czas - jestem na macierzyńskim!

Co takiego można robić na macierzyńskim?? Ktoś może pomyśleć - NUDA!! Cały dzień dla siebie i dziecka, nie trzeba rano wstawać, nigdzie nie trzeba się spieszyć, można robić co się chce i kiedy się ma na to ochotę. Prawda była....

 Mariankowa Mama stara się być zorganizowana. I stwierdzenie - stara się - idealnie tu pasuje. Snuje plany, czasami uda się je zrealizować, innym razem trzeba odpuścić. Ale ponieważ jak to już wielokrotnie zostało podkreślone, Mariankowa Mama wiecznie rozmyśla i kombinuje - tym razem układa w głowie sprytny plan załatwienia wszystkich sprawunków za jednym zamachem. Dziś było bardzo ambitnie - spacer z Marianką i Pestem oraz zakupy w drogerii, sklepie z artykułami dla dzieci i na targu. Zaczęło się całkiem sprawnie. Mańka zasnęła dopiero na spacerze, więc szacowany czas na wykonanie zadania - ok. 2 godzin. Pesto na smycz, Mania do wózka i zaczynamy. Pies biega, a Mariankowa Mama pędzi sprincikiem do drogerii ,przypina psa do słupka i niczym błyskawica znajduje się już między półkami sklepowymi. Kupuje, zabiera psa - pędzi dalej. Teraz chwila relaksu - spacer deptakiem. Marianeczka śpi w najlepsze, a Mariankowa Mama idzie, spaceruje, spokojnie, nienerwowo - chwila dla siebie. Podziwia przyrodę, wysłuchuje śpiewu ptaków...Ahhhh.... Nieopatrznie zerka na zegarek. Strach w oczach i przerażenie. Ok - koniec tego dobrego!!! Pora pędzić na targ po pieczywo, warzywa i obowiązkowo po truskawki. Dla ułatwienia - psów nie wolno wprowadzać na teren targowiska - więc sorry Winnetou - biznes to biznes - Pesto znowu wisi na parkanie. Mańkowe powieki zaczynają się uchylać, ruchy rączek stają się podejrzanie coraz żwawsze. Mariankowa Mama zagęszcza ruchy - wie czym to grozi. Nie ma się co łudzić, że ktokolwiek pomyśli o przepuszczeniu Jej w kolejce. W końcu Ona ma czas- jest na macierzyńskim!! Marianka zaczyna delikatnie popłakiwać. Spokojnie - jeszcze chwilkę i będzie po wszystkim. Udało się!! Pieczywo chyba będzie trzeba kupić przy drugim podejściu. Mariankowa Mama pędzi po Pesta i obiera azymut na dom. Mania już nie popłakuję, nazwijmy rzecz po imieniu - Ona się po prostu drze. Pot zaczyna pojawiać się na skroni Mariankowej Mamie. Co z tego, że dziecko płacze, pies na smyczy?? Co z tego, że chce przejść przez ulice, a samochody jak oszalałe wyjeżdżają zza rogu, jakby tylko czekały aż pojawi się na skraju chodnika? Spokojnie Ona ma czas- to macierzyński!! Płacz przeradza się w przeraźliwe wołanie o pomoc!! Serce Mariankowej Mamy rozpada się na kawałki.... Koniec!! Mania na rekach uspokaja się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Co jest? Mania nie jest typem uwielbiającym noszenie... Zerknięcie na zegarek - no tak... Wszystko jasne - pora na jedzenie. Mariankowa Mama zawiodła. Nie wyrobiła się. Limit czasu na załatwienie sprawunków osiągnął krytycznie niskim poziom. Jedną ręką trzymając Mariankę, drugą psa, a trzecią pchając wózek wypełniony zakupami, Mariankowa Mama pobiegła do domu. Przecież ma czas - jest na macierzyńskim i zawsze może robić co chce i kiedy tylko ma na to ochotę. Jak w tym dowcipie: Jak mam ochotę to zmywam, a jak nie mam ochoty zmywać, to prasuje. Prosta sprawa z tym macierzyńskim.


Maki w Warszawie... Dobrze, że jestem na macierzyńskim - to mogłam je zobaczyć ;)





środa, 28 maja 2014

Strach ma wielkie oczy...

Kilka dni temu Mariankowa Mama uświadomiła sobie jakie to niesamowite szczęście, że urodziła się i mieszka wraz z Marianką i Mariankowym Tatą w Polsce, a nie na przykład w Australii. Nie to żeby nie lubiła misiów koala czy kangurów, bo zawsze marzyła o własnym (zamiast psa). Wyobrażacie sobie - kangur w domu!! Ale by było... 

Ale powróćmy do tematu. Wszystko zaczęło się od porannego telefonu. Byłyśmy wtedy u Dziadków Marianki. 
Rozmowa Babci Mani:
- Halo? Jak to wąż? Może to był zaskroniec? Ile?? 1,2m? Gdzie? U nas na ogrodzie? Kiedy? Przed chwilą....Aha....  Dziękuję za wiadomość....


Wszyscy domownicy zaniemówili. "Jak to wąż??" W pierwszej chwili zbagatelizowali informacje - "Nie, to niemożliwe. Pewnie to zaskroniec". Mariankowa Mama także w pierwszej chwili się nie przejęła. Dopiero Mariankowy Dziadek zasiał ziarno niepokoju mówiąc, że być może to jest wąż, który komuś uciekł.... I dopiero wtedy się zaczęło!! Lawina myśli: "Ten wąż może być niebezpieczny!!", "Ten wąż może być wszędzie!!". No i co teraz? Zje nam kota! Zje nam królika! Co tam kot, co tam królik - ale nasza Marianka!! Nie wolno Jej spuścić z oka choćby na sekundę!! Nie wolno jej zostawiać samej choćby na pól sekundy!! Nie będzie leżeć na kocyku na trawce!! 

Z minuty na minutę coraz większa panika ogarniała Mariankową Mamę.... Chodząc po ogrodzie, wszędzie widziała doskonale kryjówki dla węża. Wszystko wydawało się jakieś podejrzane. Wiem, wiem - to z pewnością okrutne- ale jedyne co przyniosło ulgę i nieco uśmierzyło lęk, to myśl, że skoro królik pasie się na trawce i nadal tam jest, tzn. że to musiał być zaskroniec. Mijały godziny, mijały dni - po wężu ani śladu. Widocznie poszedł sobie dalej siać zamęt i panikę.


Dobrze, że takie sytuacje zdarzają się niezwykle rzadko. Ale co by było, gdyby Mariankowa Rodzina musiała się z tym borykać na codzień??



Śmiejąc się sama z siebie Mariankowa Mama przypomniała sobie wierszyk:

(...)
- Tygrys, tato! Tygrys! - krzyczy.
- Tygrys?... - ojciec się zapyta.
- Ach, lew może!... Miał kopyta
Straszne! Trzy czy cztery nogi,
Paszczę taką! Przy tym rogi...
(...)

Idzie ojciec, służba cała,
Patrzą... a tu myszka mała
Polna myszka siedzi sobie
I ząbkami serek skrobie!...
 ( M. Konopnicka fr. "Stefek Burczymucha")

wtorek, 27 maja 2014

Dzień Matki

Ktoś powiedział, że to taki sam dzień, jak inne, że Mamę trzeba szanować i kochać codziennie, codziennie doceniać Jej pracę. Mariankowa Mama się z tym nie zgadza!! Dzień Matki jest potrzebny! Ma wrażenie, że jak coś można robić codziennie, to nie robi się tego wcale. Nie ma czasu, nie ma głowy, zapomina się najzwyczajniej... Codzienność przytłacza chęć do celebrowania uczucia miedzy dzieckiem i matką. I o ile póki dziecko jest takie malutkie i słodkie - że chciałoby się je zjeść, o tyle jak dorasta - to co niektóre Mamy mogą żałować, że go jednak nie zjadły, gdy było małe....
Im starsze dziecko, tym bardziej wymagające jest to macierzyństwo. Długo trzeba czekać na efekty. Pochłania mnóstwo energii i czasu. Można nawet powiedzieć, że trzeba na te efekty czekać większość życia. Dlatego wszystkim Mamom należy się ogromny szacunek i podziw za ich wspaniałą macierzyńską pracę!!

To był pierwszy Dzień Matki Mariankowej Mamy!! Z tego powodu jest bardzo dumna, że mogła obchodzić takie ważne święto. Początki macierzyństwa przynoszą Jej wiele radości i oby tak zostało. Czego sobie i innym Mamom życzy.








sobota, 24 maja 2014

Komplementy....

Ostatnio w telewizji śniadaniowej poruszany był  temat komplementów. Rozmowa krążyła wokół pytań: Czy umiemy przyjmować komplementy oraz czy umiemy nimi obdarowywać? Mariankowa Mama posłuchała, pomyślała, przeanalizowała i odniosła to do własnych doświadczeń. Jak to właściwie jest? Czy rzeczywiście nie potrafimy adekwatnie reagować na miłe słowa? Przez chwilę miała wrażenie, że to absurd!? Jak to? To chyba jest naturalne...prawda?!

piątek, 23 maja 2014

Tak czasami bywa...

Tak czasami bywa i jakoś trzeba się z tym pogodzić, wrzucić na luz i wytłumaczyć sobie, że nie trzeba być idealnym, chociaż nie ukrywam - jest to dla Mariankowej Mamy dość trudne. Dziś były wielkie plany. Miały być dokładne porządki. Lista rzeczy do zrobienia była dość długa - ambitnie, bo nie ma co iść na łatwiznę.  Prace ruszyły od samego rana - wywar na zupę, pranie i mycie lodówki. Miało być dokładnie, więc będzie!!  Zerknięcie na zegarek - Ooo.... Już Marianka marudzi, pora na spacer zanim zrobić się niebezpiecznie upalnie. Spacer zaliczony. Pora powrócić do realizacji planu. I już zupa gotowa, już drugie danie... A w Marianowym mieszkaniu z minuty na minutę coraz cieplej... Słoneczko zaczyna zaglądać przez okna... Rozpoczynamy walkę o utrzymanie przyjemnego chłodu - zasłony, roleta i parasol na balkonie - wszystko w gotowości na odparcie ataku promieni słonecznych. Mariankowa Mama miała właśnie powrócić do sprzątania - płacz.... Mania chce iść spać.. Mania jest głodna... Kolejna godzina minęła.. A myśli krążą wokół szklaneczki zimnej wody, lodów, koktajlu truskawkowego. Jedyne co można wziąć w taką pogodę to przyjemny chłodny prysznic, ale na pewno nie wziąć się za sprzątanie. Mania płacze... Może głodna?  Może pić? Może gorąco? Lista rzeczy do zrobienia diametralnie się skróciła. Dom doprowadzony do porządku, obiad ugotowany, zakupy dziś robi Mariankowy Tata. Jakoś to będzie...
Tylko nie tak miało to wyglądać, nie tak miało być. Cień rozczarowania błądzi gdzieś z tyłu głowy.
Ratunek przyszedł jednak bardzo szybko - porządkując gazety rzucił się Mariankowe Mamie w oczy pewien wytłuszczony tytuł na okładce czasopisma "MATKO - POLKO - WYLUZUJ!!! Nie musisz być idealna - lepiej bądź uśmiechnięta". I tego Mariankowa Mama będzie się dziś trzymać. Uśmiechnięta od ucha do ucha leci z Marianką do parku na spacer.






środa, 21 maja 2014

Żłobek?? Chyba żartujesz...

Mariankowa Mama z wykształcenia jest nauczycielem od edukacji początkowej. Z dziećmi ma do czynienia od wielu lat, gdyż już jako studentka dorabiała jako niania. Szukając pracy dziwiła się ludziom, że tak bardzo stresuje ich dobór odpowiedniej osoby do opieki nad dziećmi. Miała dziwne poczucie, że przecież umie się zajmować maluchami, lubi to i ma dużo pomysłów. Nie bała się, że będą płakać pod nieobecność rodziców lub coś im się stanie (przewrócą się, spadną z huśtawki).  Czuła, że z nią są bezpieczne. Była przy nich, dawała im całe swoje serce. Mariankowa Mama miała kilka rodzin, u których pracowała.Wieść o niani rozchodziła się pocztą pantoflową. Jedni polecali drugim. Lubiła tą prace i praca lubiła ją.
Kolejnym etapem, po ukończeniu studiów, była praca w przedszkolu. Mariankowa Mama również lubiła tą pracę. Przeszkadzało jej jedynie podejście rodziców dzieci uczęszczających do niego. Oczywiście była duża grupa rodziców ufających nauczycielom, doceniających  pracę. Jednak cześć rodziców zaprzątała sobie głowę szpiegowaniem i dopatrywaniem się nieprawidłowości w pracy nauczyciela lub nieodpowiednim traktowaniem ich pociech. Wieczne pytania o każdą sekundę spędzoną przez dziecko w przedszkolu: czy zjadł? czy się bawi? czemu ma zmienioną koszulkę? czy umył zęby? czemu siedział na krzesełku? czy płakał? czemu ma siniaka na kolanie? czy robił siku? Mariankowej Mamie zamiennie skakało ciśnienie lub zalewała ją krew. Czasem śmieszyło, czasem męczyło, ale z pewnością utrudniało współpracę.
Teraz w życiu Mariankowej Mamy pojawiła się Marianka. Perspektywa zmieniła się o 180 stopni. Ze znerwicowanej wiecznymi pretensjami rodziców - nauczycielki, zmieniła się w przerażoną wizją nieuchronnego oddania dziecka w obce ręce na parę godzin - matkę!! Oddania dziecka to pół biedy. Ale oddania Marianki!? Mojego Maleństwa?? W życiu!!
 Ale jak to?? Co się dzieję z Mariankową Mamą? Przecież wie, rozumie, sama była.... Ehhh... Chyba zaczyna powoli rozumieć tych wszystkich "męczących" rodziców. A co gorsze - sama zaczyna się w nich zmieniać!!
Mariankowa Mama musi wziąć siebie na poważną rozmowę, wytłumaczyć sobie samej i dać czas na przetrawienie. Dobrze że Mania ma dopiero 4 mc, zostało jeszcze 8....



wtorek, 20 maja 2014

Mała Syrenka....

Basen i niemowlę - to połączenie wzbudzające kontrowersje. Jak ze wszystkim - są zwolennicy i przeciwnicy. Z jednej strony zachwyt, że "jak to możliwe" i "jak to niesamowicie, że takie maluszki nurkują". Z drugiej zaś - "Ale czy się nie boicie, że coś się stanie?", że będzie chorować, złapie infekcję dróg moczowych, zapalenie ucha..

poniedziałek, 19 maja 2014

Kurka domowa....

Myślałam, że kryzys zazwyczaj przychodzi w deszczowy dzień, gdy za oknem marnie z każdej strony. Dziś było pięknie. Po ekspresowej jesieni  nagle przyszło cieplutkie,świeżutkie lato. A Mariankowa Mama zamiast puścić oko do odbicia w lustrze, uśmiechnąć się i ruszyć w świat, zamartwia się od rana. To był zły dzień. Ubrania się zbuntowały - żadne nie miało zamiaru odpowiedni się ułożyć i zatuszować tu i ówdzie. Pięć zestawów, nic nie pasuje. NIC!! Zwariować można. Nawet pyszna kawa i ulubione radio nie pomogły.  Jutro z pewnością wszystko wróci do normy, ale dziś... ehh... O co chodzi? Dodatkowo jako  osoba wiecznie myśląca na tematy różne, Mariankowa Mama myśli również o powrocie do pracy.Te myśli spędzają jej sen z powiek. Nie wiem jak inne mamy sobie z tym radzą, ale Mama Marianki nie umie sobie z tym poradzić. Lubi być kurą domową i wcale jej to nie męczy. Może ktoś pomyśli, że to brak ambicji. Ale może ambicje Mariankowej Mamy dążą do stworzenia wspaniałego, ciepłego domu, pachnącego drożdżowym ciastem z truskawkami, z ciepłym obiadem, czytaniem bajek na dobranoc i niedzielnym piknikiem za miastem. Mariankowa Mama chciałaby stworzyć dom, taki w jakim sama się wychowała, aby Marianka też mogła wspominać swoje dzieciństwo jaką piękna przygodę, przez którą nie będzie szła sama- lecz ze swoimi Mariankowymi Rodzicami....


sobota, 17 maja 2014

Dziecko jest Cudem....

Dopiero co Marianka przyszła na świat, a tu lada dzień będzie mieć już 4 mc. Cztery piękne miesiące, odkąd Mania rozpromieniła nasze życie. Życie we dwoje jest piękne. Ale w pewnym momencie czegoś zaczyna brakować. To znak, że pora na dziecko. 9 miesięcy przygotowań, oczekiwań, niepewności i strachu przed nieznanym. Wszyscy mówili, że najtrudniej przeżyć pierwsze 3 miesiące. Oczywiście, trzeba się przestawić, zrezygnować z kilku spraw, ale tak naprawdę, samemu chce się z nich zrezygnować, bo serce i myśli nakierowane są na najważniejszy cel - dziecko. Nam trafił się wspaniały egzemplarz - egzemplarz niepłaczliwy, bez kolkowy, śpiący w nocy!! Mańka to pogodna dziewczynka - po moich ciążowych atakach śmiechu, nie mogło być inaczej! Wejście w rolę Mariankowych Rodziców mieliśmy już na starcie ułatwioną.
Gdy ktoś mnie pyta, czy macierzyństwo mnie czymś zaskoczyło, jedyna odpowiedź brzmi: Tak! Nie sadziłam, że będzie aż tak cudownie!
Maniulkę mogłam przytulić dopiero parę godzin po porodzie. Długo oczekiwany moment, w końcu nastąpił. A ja - Mama Mani - chociaż tyle lat zajmowałam się dziećmi innych - nie wiedziałam co mam zrobić!! Szok - mam dziecko!! Ale gdy już Ją wzięłam na ręce, poczułam Jej ciepło, zapach.... świat na chwilę wstrzymał oddech!! To było nasze pierwsze spotkanie. Nigdy nie zapomnę tego dnia - dnia narodzin Marianki. Tych emocji, magii, która zadziałała, gdy Ją  zobaczyłam, tej miłości bezwarunkowej i bezgranicznej.








piątek, 16 maja 2014

Pancakes - naleśniki amerykańskie

Dziś post nietypowy, bo przepisowy. Mariankowa Mama podjęła wyzwanie walki ze złym humorem wywołanym przez brzydką, deszczową pogodę. Oto przepis na szybkie danie, idealne nadające się na pochmurny dzień.

Pancakes - naleśniki amerykańskie (wersja zmodyfikowana)

Składniki ( na ok.8 szt) :

Na ciasto:
2 jajka
0,5 szkl cukru
1 op cukru wanilinowego
400 ml jogurtu naturalnego lub maślanki
1,5 szkl mąki
1 łyżeczka sody oczyszczonej
1 łyżeczka proszku do pieczenia
olej do smażenia pancaksów

Dodatki:
 Można puścić wodzę fantazji.
  • dżem owocowy 
  • serek waniliowy
  • jogurt naturalny
  • prażone jabłka
  • wszelkie owoce - maliny, borówka, truskawki, banany, mango....
  • do posypania - płatki migdałowe, cynamon, cukier puder 
  • Wersja oryginalna - syrop klonowy!!


Sposób przygotowania:

Białka ubić na sztywną pianę, dodać cukier i cukier wanilinowy, a następnie żółtka - czyli zrobić przepyszny, puszysty kogel - mogel. Następnie, nadal mieszając w mikserze, dodajemy po kolei pozostałe składniki - jogurt/maślankę, przesianą mąkę, proszek do pieczenia i sodę. Po dokładnym wymieszaniu ciasto jest gotowe - powinno mieć dość gęstą konsystencję. Smażymy na niewielkiej ilości oleju. Na patelnie nakładamy średniej grubości i średniej wielkości placuszki. Smażymy do rumianego koloru po obu stronach.

Ja zazwyczaj robię tak, że przygotowuję dużo różnych dodatków do pancakes'ów: owoce, jogurt, serek waniliowy i konfitury. Jest to uczta nie tylko dla podniebienia,ale również dla innych zmysłów, bo wygląda, pachnie i smakuje wspaniale.
U mnie dziś dość skromnie - bo z dżemem malinowym i konfiturami truskawkowymi - ale równie smacznie.
Jest to również świetny pomysł na słodki poczęstunek dla gości.


czwartek, 15 maja 2014

Warzywka eko...

Świat zwariował na punkcie słowa "eko". Nagle wszystko może być eko i to magicznie przyciąga. Można nawet pokusić się o stwierdzenie, iż "eko" równa się "na topie". Bardzo modne stały się eko- bazary. Kupimy tam wszystkie warzywa, owoce, nabiał i mięso prosto z ekologicznych gospodarstw. Powstaja też grupy zakupowe, w których to ludzie wspólnie robią wielkie zakupy w gospodarstwach, dzięki czemu maja wynegocjowane niższe ceny.  Niestety eko - znaczy również droższe. Jest to uwarunkowane sposobem uprawy roślin - mniej chemii, to również mniejsze plony i więcej pracy człowieka. Dobry nabiał i mięso, to również drożdższa pasza dla zwierząt oraz inne, lepsze warunki chowu. Warto zwracać uwagę na to, co jemy i na to, co jedzą nasze dzieci. Robiąc zakupy słyszę głos zza światów "czytaj etykiety", "sprawdzaj dokładnie skład spożywanych produktów". Tylko skąd na to wszystko brać dodatkowe pieniądze? I skąd wiedzieć, czy to naprawdę jest eko??
Promocje w supermarketach kuszą. Ale czy warto? Wszechobecna chemia zabija smak, wzmaga uczulenia. A co z pieczywem - za prawdzwe, pyszne trzeba zapłacić więcej. Jednak ma to sens, ponieważ w porównaniu ze sztucznie napompowanym chlebem z supermarketów, pieczywo na zakwasie lub drożdżach dłużej będzie świeże i nie zostanie wyrzucone do kosza następnego dnia.
No to Mariankowa Mama się pomądrzyła. Przejdzmy do naszej Marianki. Lada chwila Mała zacznie jeść przeciery z marchewki, jabłuszka, aż w końcu całe zupki. Gdy byłam w ciąży zarzekałam się, że będę gotować sama takie specjały. Czas jednak modyfikuje pomysły Mariankowej Mamy. Teraz myslę, że póki nie ma świeżych, polskich warzyw, warto skorzystać z oferty słoiczkowej.  Z Marianką akurat wyszło tak, że młode warzywka już się pojawiły, ale mam wrażenie, że to nie całkiem jest eko. A co z owocami? Jabłka będą dopiero jesienią. Czy warto kupować te jeszcze dostępne polskie czy te już dostepne zagraniczne? Mam jeszcze chwilę - przemyślę.

środa, 14 maja 2014

Podróże małe, ale wymagające...

Dziś od rana pakowanie. Jedziemy z Marianką na chwil kilka do Dziadków Marianki. Niby to zaledwie 3dni, można nawet powiedzieć 2 i pół. Ale przygotowania w mojej glowie trwaja już od weekendu. Co ze sobą zabrać? Jaka będzie pogoda? Czy oby niczgo nie zapomnę?
To nie jest nasz pierwszy wypad za miasto. Powinnam być już ogarnięta, po wcześniejszych doświadczeniach. Ale z Maluszkiem nigdy nic nie wiadomo. Dodatkowo ta równie nieprzewidywalna pogoda. Ile razy zabrałam ze sobą parasolkę przeciwsłoneczną do wózka, tyle razy padał deszcz. A jak zostawię ją w domu, bo przecież ona przynosi pecha pogodowego, to świeci piękne słońce. To samo dzieję się z osłona przeciwdeszczową... Dodakowo prognozy nie sa zbyt zachęcające - ma być zimno!? To może kombinezonik, taki wiosenny? Śpiworek tez chyba sie przyda - bo domek jednorodzinny to co innego niż mieszkanie, zwlaszcza takie cieple jak nasze. A no i ubranka... ile sztuk i czego? Znowu jedna wielka zagadka.... Lepiej wziąć więcej, niż za mało. Mleko mam ze soba w pakiecie, więc chociaż kwestie żywieniowe odpadają. Ale zaraz zaraz - jeszcze kosmetyki do pielęgnacji, witaminki, kropelki.... i zabawki!! No to Marianka usystematyzowana. Teraz Pesto - dla Niego karma. Aaaaa i jeszcze przydałoby się spakować Mariankową Mamę... Potem "tylko" wystarczy zapakować wszystko do samochodu, nie zapominając o Mani i Pesto - i jedziemy!! Ufff.... niby 3 dni - a pakowania jak na dwutygodniowy urlop....



poniedziałek, 12 maja 2014

A co to? A to, co to?

Mariankowa Mama ma kilka wad - jedną z nich jest podsłuchiwanie, a raczej przysłuchiwanie się rozmowom dorosłych z dziećmi.
Często zastanawia się, jak to będzie, jak Marianka będzie już większą dziewczynką, z którą będzie można porozmawiać na prawdziwie poważne tematy. Póki co - Mania gada, Mama Mani słucha, czasem coś dorzuci od siebie i jest pięknie. Zero nieporozumień, sporów, buntu. Ale za chwilę się zacznie. Pytania: a co to? a to, co to? a po co? a czemu? Myślę, że będzie trzeba uzbroić się w  dodatkowy pakiet cierpliwości, co by nie było jak w tym dowcipie:
- Tatusiu co to jest?
- Nie wiem...
- A to? Co to jest?
- Też nie wiem...
- Kochanie nie męcz tatusia!
- Nie, nie... Niech pyta, bo nic nie będzie wiedział...

Chodząc tak z Marianką po okolicznych trasach spacerowych, widzę inne mamy lub tatusiów ze swoimi skarbami. Są też babcie, dziadkowie i nianie. Mijając ich po drodze, niejednokrotnie muszę się bardzo pilnować, aby za bardzo nie zdradzać swoją miną zaskoczenia, jakie we mnie wywołują. U większości z nich pakiet cierpliwości osiągnął już krytycznie niski poziom. Wesołe, pogodne dzieci, żądne przygód, wszystkiego ciekawe pytają swoimi słodkimi, piskliwymi głosikami. W odpowiedzi otrzymują irytację, znużenie, a czasami nawet krzyk. Przeraża mnie to! Czy w moim przypadku też tak będzie? Nie chcę fundować Mani dzieciństwa jak w tym dowcipie. Chcę być mamą pełną energii, entuzjazmu, pomysłów! Trzy lata pracy w zawodzie, kilkaset pytań wypowiadanych przez kilkanaścioro dzieci dziennie - myślę, że to była porządna zaprawa.
 Mam nadzieję, że podołam!!
Trzymajcie za mnie kciuki !!

I oby Mania zawsze myślała o swojej mamie, tak jak głosi napis na Jej ubranku
 - "I love my mummy! She's cool! <3





sobota, 10 maja 2014

Pudełko czekoladek.....


Życie jest jak pudełko czekoladek - nigdy nie wiesz, na co trafisz. Zabawa trwa do momentu, aż przypadkowo wybierzemy czekoladkę, która niekoniecznie nam smakuję lub totalnie odbiega od naszych upodobań smakowych. Każdy dzień przynosi coś nowego. Wszystko jest w porządku, gdy jest miło, wesoło, zaskakująco lub po prostu układa się po naszej myśli. Ale co gdy życie płata nam figla? Gdy robi na złość, przeszkadza, psuje nasze plany, marzenia?? Co wtedy?? Przychodzą głupi myśli do głowy, głupie pytania, rozczarowanie, pretensje.  A gdyby tak wziąć sprawy w swoje ręce, na przekór wszystkim i wszystkiemu? Dać pstryczka w nos upartemu pechowi, który przyczepił się nie wiadomo skąd i nie wiadomo dlaczego? Tupnąć nogą na chmarę wzbierających w nas złowrogich emocji. Uśmiechnąć się do siebie w lustrze i powiedzieć "DASZ RADĘ!!", a potem najzwyczajniej w świecie w to uwierzyć!
Codzienność staje się marazmem, ale gdy tylko zaczniemy dostrzegać w niej coś dobrego, miłego - poczujemy się inaczej. Nie musi to od razu być wielka rzecz - wystarczy drobnostka: miły gest czy dobre słowo, uśmiech. Patrząc na życie przez pryzmat szczęścia - doświadczamy je dookoła, bo ono samo nas znajduję. A to, co początkowo wydawało nam się złym zbiegiem okoliczności czy wypadkiem - ma tak naprawdę głębszy sens, tylko my nie zawsze od razu możemy go zobaczyć.


                                        

piątek, 9 maja 2014

Czarno - białe nie oznacza strasznie....





Na rynku dostępne są zabawki i akcesoria dla niemowląt z biało-czarnymi akcentami  kolorystycznymi. Niektóre są nawet całe czarno-białe, jak na przykład książeczki z cyklu "Oczami maluszka".  Dla dorosłych, którzy nie znają specyfiki rozwoju widzenia u niemowląt, takie książeczki mogą wydawać się smutne lub straszne, a przede wszystkim nie dla dzieci. Dzieci przecież lubią kolory... Początkowo jednak widzą one najlepiej kontrastowe zestawienia bieli i czarni. Z tego względu, zabawki i karuzele nad łóżeczko, w jasnych, pastelowych kolorach są bardziej ozdoba pokoiku dziecięcego i cieszą oko rodziców, niż przyciągają wzrok maluszków.

Kiedy Marianna miała 3 tygodnie, dostała od Taty właśnie taką książeczkę z cyklu "Oczami maluszka".  Byliśmy bardzo ciekawi, jak nasza Kruszynka zareaguje na widok biało- czarnych obrazków. Ze względu na skończone studia na kierunku pedagogicznym, jak również ogromne zainteresowanie dziecięcym światem, doskonale zdawałam sobie sprawę z rozwoju niemowlęcego wzroku. Jednak Tata Mani, inżynier - do momentu pojawienia się na świecie córeczki, nie angażował się w te tematy. Jakież było Jego zdumienie, gdy nasza 3-tygodniowa Marianka, aż marszczyła czółko, aby jak najlepiej przyjrzeć się książeczce. Tata Mani i Mania leżeli sobie na kanapie i czytali... Tata Mani opowiadał, Mania patrzyła. To był ich wspólny czas - czas Taty i Córki. Takie chwilę warto celebrować. Widok bezcenny! Zwłaszcza, że Mania miała zaledwie 3 tygodnie. Ale czyż nie od początku trzeba kształtować w dziecku dobre nawyki!!
Kiedy podczas rozmowy telefonicznej z Dziadkiem Mani, powiedziałam mu głosem pełnym entuzjazmu, o wspólnym czytaniu z Jego wnuczką, usłyszałam "Czy wyście powariowali?? Dajcie dziecku spokój! Na to jeszcze będzie czas". Ale jak tylko przesłałam zdjęcie, jak Mania pięknie ogląda książeczkę leżąc na brzuszku - Dziadek był pełen podziwu i nie mógł się napatrzeć na Maniną minkę pełną skupienia i uwagi.





Myślę, że taka książeczka, to świetny pomysł na zachęcenia opornych Maluszków do leżenia na brzuszku.

środa, 7 maja 2014

Dziewczynka z Charakterem

Trzy i pół miesiąca - niby tak mało, a jednak już charakterek się naszej Mariance kształtuje. W głowie słyszę już głos Babci Mani "Ten charakterek, to po Tobie". Myślę sobie- że to wspaniale, że wreszcie ma coś po mnie! Porządny charakter to ważna sprawa! Babcia Mani mówi, że ja to jak już coś sobie wymyślę, to ma tak być, choćby żabami z nieba biło. Ciekawa jestem czy ktoś ma inaczej? Przecież to byłoby bez sensu. Człowiek ma jakiś pomysł, rozmyśla nad nim ( a w tym, jak niektórzy zauważyli jestem dobra) i chce go wdrożyć w życie. A tu co? Ma z niego rezygnować, bo ktoś niesłusznie uważa inaczej? Oczywiście, że mogę rozważyć  inną propozycję. Ale jeśli po dogłębnej analizie, nadal mój pomysł ma przewagę, to niby czemu mam go zmieniać?
I taka właśnie jest nasza Panna Marianna - jak już sobie wymyśli, że nie będzie leżeć na macie na brzuszku, ani na pleckach, to tak jak i Jej mama- choćby żabami z nieba biło... Mama Mani biega, wymyśla - może książeczka, może piłeczka, leżaczek, smoczek, pieluszka, jeść?? I tu się zaczyna zabawa na 100 fajerek! Jedzenie to z pewnością nie jest to, co tygrysek lubi najbardziej. Mania to kobieta z zasadami. Pora karmienia jest ściśle określona. Jeżeli zdarzy się Jej przespać ową porę - nic nie jest w stanie nakłonić Jej do chociażby łyczka mleka. Marianna nie łamie swoich zasad! Moje starania są bezcelowe. Zabawianie, pogawędka, oszukiwanie smoczkiem, nic - po prostu NIC nie jest w stanie uśpić czujności Marianny. Nawet nieopatrzne ułożenie Jej na poduszce, wprawia Ją w prawdziwą histerię. Także wszelkie próby podania mleka z butelki są przez Manię pacyfikowane. Nagle, jak za dotknięciem magicznej różdżki, zapomina o odruchu ssania. Uśmiecha się, mlaszcze, gryzie smoczek, a jak to już zupełnie nie pomaga, robi podkuwkę, zaczyna płakać, a w krytycznym momencie krztusić.
I tak oto Mama Mani jest  jeszcze bardziej wykończona i zestresowana, a Mania jeszcze bardziej zadowolona, bo osiągnęła swój cel - nie złamała swoich żelaznych zasad.


wtorek, 6 maja 2014

Zaskakujące zaskoczenia.....

Znamy siebie od urodzenia...Chyba każdy tak ma... Ale czy oby na pewno?
Życie tak szybko ucieka...A gdzie czas na przemyślenia? Na chwilę refleksji?  Na zastanowienie się nad takimi sprawami jak chociażby chętnie używane przez wielu określenie "cud narodzin"? Jak to jest, że z malusieńkich dwóch komóreczek powstaje tak doskonałe dzieło - DZIECKO? Wiedziałam, że ludzki organizm jest jak niesamowita, idealnie pracująca maszyna. Ale nie sądziłam, że jest to na taką skale doprecyzowane. Nic nie dzieje się bez przyczyny. Każda zmiana ma swoje odniesienie w przyszłym funkcjonowaniu organizmu. Nie zdawałam sobie także sprawy, ile zmian zachodzi w ciele kobiety w ciąży. Aż trudno za tym wszystkim nadążyć. Huśtawki nastrojów, zmieniające się kształty....Zaskakiwały mnie zachcianki, niechęć do tego, co zawsze lubiłam. Zaskakiwały problemy ze snem. Męczyły zwyczajne, codzienne czynności. W zakładce "objawy ciąży" można doszukać się jeszcze kilku innych przykładów. Z tego co pamiętam, nikt nie obiecywał, że będzie lekko. Ale przyznam szczerze, że nie sądziłam że aż tak!  Mam ogromne szczęście - mam kochających ludzi wokół siebie. Zawsze mogłam i mogę na nich liczyć. Wybaczali mi wszelkie ciążowe wybryki - chociaż starałam się być "do zniesienie". Jednak wiem, że miałam cięższe chwile, gorsze dni, marne tygodnie. Jeżdżąc na comiesięczne wizyty widziałam wiele kobiet w ciąży. Wśród nich były i starsze mamy, i młodsze.Takie, które mają garderobę idealnie skrojoną do rosnącego brzuszka, i takie - które muszą sobie "jakoś" radzić. Patrząc na siebie i swoje potrzeby w tym magicznym, dziewięciomiesięcznym okresie, zaczęłam analizować sytuację młodych dziewczyn, które nie do końca potrafią odnaleźć się w nowej roli, która je zaskoczyła. Nie zawsze mają obok siebie kogoś kochającego, kto pomoże to wszystko poukładać w głowie i w życiu. Samej ciężko stawić czoło nienawiści świata. Czy mają w sobie na tyle siły, żeby przezwyciężyć spojrzenia pogardy innych? Głupie szepty za plecami? Puste spojrzenia? Jak One, które muszą szybciutko przewartościować swój nastoletni świat, mają poradzić sobie z wszechobecną niechęcią? Zupełnie nie mogę pojąć postawy rodziców tych nastoletnich mam. Ciąża to czas szczególny. Zawsze słyszałam "W ciąży nie wolno się denerwować, bo to odbija się na dziecku". A czemu to nie dotyczy nastoletnich mam? Jest jakieś niepisane prawo, które nie wiadomo czemu pozwala na nie krzyczeć, poniżać, wyrzucić ze szkoły, z domu....?! Zaskakujące!! W głowie mi się to nie mieści - że nie dość, że sytuacja jest trudna, nawet gdy zaplanowana, wyczekiwana, może czasem przerosnąć. A tu zamiast wsparcia i pomocy rządzi upokarzanie i pogarda. Mam nadzieję, że moje refleksje będą początkiem  refleksji innych.

poniedziałek, 5 maja 2014

Must have...

Mam wrażenie, że myśli o dziecku, które niebawem się pojawi, w ogóle nie są w stanie opuścić choćby na chwilę mózgu kobiety w ciąży. To jest męczące, denerwujące i irytujące dla całego otoczenia - ale na pewno nie dla Niej!! O nie!! Ona nie umie mówić o niczym innym, a nawet jak próbuje i bardzo się stara, to wszystko zmierza w ściśle określonym kierunku.Właśnie ten sposób myślenia, sprawia, że nagle większość rzeczy oferowanych dla niemowląt dostaje dodatkową metkę z dumnie brzmiącym "Must have". Długie listy zakupów spędzają sen z powiek przyszłym tatusiom. A jak tylko któryś z nich nieśmiało spróbuje zapytać "Czy to oby na pewno jest potrzebne?", otrzyma w odpowiedzi megapakiet argumentów, którym nawet najodważniejsi śmiałkowie nie daliby rady.

Tylko co w sytuacji kiedy dziwnym trafem, szef gratulując nam, nie wpada na genialny pomysł podniesienia nam pensji, a jedynie liczy koszty związane z tą sytuacją?? Informacja o powiększeniu rodziny, powinna jednoznacznie sugerować o zwiększonych potrzebach, więc czemu nie?
CZEMU się pytam??
Nie wydaje się Wam to logiczne i w pełni uzasadnione?
Mi bardzo.

Co więc zrobić, gdy każdy sklep z artykułami dla niemowląt mruga zachęcająco okiem, a biedna brzuchatka musi omijać go z krwawiącym sercem? Ceny odstraszają, konto świeci pustkami, a potrzeby wcale nie znikają, a wręcz rosną wraz z gabarytami Ciężarówki w opresji. Rozwiązań jest wbrew pozorom wiele, a wszyscy wiedzą, że jak kobieta tylko chce - to KOBIETA może wszystko!

niedziela, 4 maja 2014

Jejuuu :) Ten blog to nie był taki głupi pomysł....

Tyle co mi do głowy przyszło na ten temat, to ludzkie pojęcie przechodzi ;)
Nie wiem czy przypadkiem nie zacznę notować tych swoich pomysłów i tego co bym tu chciała poruszyć? Czas na pisanie jest tylko wieczorem , kiedy to Marianka śpi, a dom nie przypomina już pola bitwy. Natomiast te niesforne myśli tłoczą się cały dzień.... Nie mogą poczekać, aż będzie chwila, żeby przelać je na bloga? Tak to już jest. Człowiek (ba,w dodatku kobieta), bierze na siebie ciężki i jakże poważny obowiązek, jakim jest pisanie bloga, (jakby jej jeszcze było mało), chce się spełnić, podzielić przemyśleniami, nowo nabytym doświadczeniem - siada umordowana do komputera po całym dniu wrażeń. Chwila na zastanowienie.... Jeszcze jedna chwila..... Co jest?? Może telefon do przyjaciela??
 W tajemniczych okolicznościach rozpływają się w powietrzu wszystkie wątki, godne poruszenia. Kłębiące się przez cały dzień problemy, nagle staja się nieistotne lub zbyt błahe, aby poświęcać im choćby chwilę uwagi.... Rozczarowanie sięga zenitu... WTF??
Czy blog musi być patetyczny? Poważny? Poruszać tematy wagi światowej lub chociażby problemy natury egzystencjalnej??

NO BLAGAM!!

Blog MariankowejMamy będzie o zaskoczeniu jakie niesie ze sobą macierzyństwo, o pieluszkach, zupkach, kupkach i karmieniu piersią ( a nie cycem) ;)

 Prosto, rzeczowo i bez owijania w bawełnę.

sobota, 3 maja 2014

Jak to było..... czyli o śmiech bez powodu i do rozpuku ;)

Od zawsze wiedziałam, że chcę być Mamą.
Pamiętam doskonale ten dzień, gdy okazało się, że oprócz mnie, M. i psa już niedługo zamieszka z nami KTOŚ jeszcze.
Euforia mieszała się z niepewnością.
Myśli szalały: jak to będzie? czy to będzie chłopczyk czy dziewczynka? najważniejsze żeby było zdrowe....
Ahhh :)
Dobrze, że ciąża trwa 9 miesięcy - ktoś to sprytnie wymyślił, bo można na spokojnie się przygotować, oswoić, poukładać w głowie i w życiu....
Natura pięknie to zorganizowała!!

Pierwsze trzy miesiące - oswajanie, niedowierzanie i obawa...
Następne trzy - zachwyt, rozpromienienie...
Trzy ostatnie miesiące- ogromna potrzeba jak najlepszego przygotowana się na przyjście dziecka na świat, czyli syndrom wicia gniazda dosłownie i w przenośni :)

Nie wiem jak było u Was, ale ja jak byłam w ciąży bardzo dużo rozmyślałam.... Na wszelkie tematy ;) Chyba kobiety w ogóle dużo myślą - a w ciąży to już istne szaleństwo ;)

Oprócz myślenia, było też mnóstwo śmiechu! Bo generalnie w ciąży albo płaczesz z byle powodu, albo się śmiejesz - również z byle powodu. Ewentualnie może wystąpić naprzemienne ataki płaczu i śmiechu ;)
W moim przypadku przeważał śmiech - śmiałam się wszędzie i ze wszystkiego, do łez, bez opamiętania, do rozpuku... Zarażałam śmiechem, rozsiewałam śmiech... Istny koszmar ;)
Ciąża zmienia kobietę - ja na co dzień "beksa bez powodu", płakałam może ze 3 razy, a tak tylko śmiech :)

Od tego czasu przekonałam się na własnej skórze, że kobietom w ciąży należą się specjalne względy z wielu powodów!
A tekst "Ciąża to nie choroba" jest przereklamowany i niefajny!










Malusi Człowiek na pokładzie

Życie przewróciło się do góry nogami!
Świat zawirował!!
W naszym domu pojawiło się dziecko!
Wszyscy straszyli "Oooo jak się pojawi dziecko - to koniec wolności...", ewentualnie "Dziecko to uwiązanie, tyle użyjecie, ile bez dziecka".
To zupełnie bezsensowne pomówienia!
Mówię Wam, dziecko to megarewolucja, to fakt. Ale ja uwielbiam tą rewolucję!
I nie wiem jak mogłam tyle na to czekać!! I to wieczne odkładanie ciąży na później!! Tylko po co??
Nie ma na co czekać - bo życie jest tylko jedno!
Tego uczucia nie da się opisać!!
Przepełnia mnie szczęście i miłość :)