21.....
Usiadłam sobie właśnie wygodnie na kanapie z miseczką mandarynek i
laptopem. Mam wrażenie, że po 14h pracy wróciłam do domu. Należy mi się
przecież chwila wytchnienia, prawda? Prawda?? Proszę.....
Uświadomiłam sobie, że będąc mamą, urlop nie istnieje, a ten kto nazwał czas opieki nad maleństwem URLOPEM MACIERZYŃSKIM z pewnością był FACETEM - tak facetem, nie Mężczyzną przez wielkie M!!
Wstałam sobie świtkiem rankiem koło 7.
Luksus, bo przecież mogłam wstać o 5... albo nawet o 4.
Potem codzienny rytuał doprowadzania rzeczy na swoje miejsce. Zasada "Odłóż to od razu na swoje miejsce" zupełnie się zakurzyła i muszę ją chyba jutro wyprać w pralce i powiesić w widocznym miejscu!
I niby wszystko wieczorem było ogarnięte, posprzątane, elegancko!
ALE..... rano nie ma na nic czasu!
Tata Mani do pracy, tu śniadanie, tam poranna kawa, łóżko..... funkcja samościelenia zepsuta od zawsze...
Tu okruszki, tam plamy po mleku.
Pralka jeszcze nie wstawiona? Cóż za przeoczenie!!
Kolejnym luksusem, który dziś postanowił mnie rozpieścić- zaraz po spaniu do 7 - jest obiad z wczoraj! Prawdziwe rarytasy! Na drugi dzień zawsze smakuje lepiej - Moja Mama zawsze powtarzała, że np. bigos, rosół, sałatka jarzynowa, sernik - muszą się "przegryźć" - to ziemniaki i mielone też mogą , prawda?
Czas na dotlenieniu - spacer z Marianną i Pesto, zakupy, spacer... czysty relaks - idziesz sobie spokojnie, śpiewasz, opowiadasz o kaczuchach w kanałku, wariujesz, podskakujesz, tańczysz - żeby tylko Mania się nie denerwowała, nie zaczęła płakać, prężyć i wyginać - prawdziwy urlop!
Potem jedzenie, spanie, zabawa, jedzenie, spanie, zabawa - w międzyczasie na spokojnie jedną ręką budując wierzę z klocków, drugą prasujesz, składasz pranie, ewentualnie w przypływie energii odkurzasz. Urlop pełną gębą!
Po 14 godzinach usiadłam - siedzę i czekam, czekam i nasłuchuję niczym sportowiec w blokach startowych, w jednym ręku trzymając Panadol w drugim ściskając Dentinox - codziennie dorabiam.... biorą dodatkowe zlecenia na dyżurach nocnych - czwórka w natarciu - jestem więc czujna!
Dobrze, że drugi brzdąc zawsze przy mnie i póki co, daje znaki wesołymi kopniakami.
Czuję, że to kopniaki na szczęście! Kochane Maleństwo!!
Ufff... Ogarnianie trzeba zacząć wdrażać!
Chyba dokupię dodatkowe zajęcia na kusie "Kochanie, zostaw - ja to zrobię!" dla Taty Mani! Gwarantują 99% skuteczności!
Oczywiście zaraz będzie - że "nie narzekaj, a co mają powiedzieć kobiety, które pracują i zajmują się domem?". Uwielbiam mój urlop macierzyński, zajmowanie się Marianną sprawia mi naprawdę wiele radości i satysfakcji. jej uśmiech dodaje mi sił.
Zastanawia mnie tylko jedno - kiedy ja wracam z pracy do domu ?
Czy ten etat ma jakieś przewidziane przerwy na regenerację??
Dajcie znać - może u mnie nie działa jakaś funkcja tego urlopu?
Źródło rysunku:
http://matkapogodzinach.blogspot.com/2014/05/syzyfowe-prace.html
Ten urlop zmienia z czasem swoją funkcję, taką że dziecko same sobą się zajmie, obejrzy bajkę i da ci spokój na godzinę :) Podczas której: sprzątasz, wrzucasz pranie, rozwieszasz, gotujesz obiad i takie tam :)
OdpowiedzUsuńCzyli urlop macierzyński zaczyna przybierać formę etatu pani do sprzątania ;) Mało pocieszające ;)
UsuńŚwietnie to napisałaś. Dosłownie jakbym czytała o sobie. Sama mam 11 miesięczne maleństwo i wiem co to znaczy nie mieć na nic czasu. Właśnie miałam prasować jak moje małe pójdzie w drzemkę, ale po odłożeniu do łóżeczka stwierdził że już się wyspał i prasowanie dalej musi czekać. Eh ciężkie jest nasze życie. Ale tak jak wspomniałaś jak się widzi uśmiech dziecka wszystko idzie w zapomnienie. Życzę cierpliwości i więcej kopniaków szczęście :)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że nie jestem sama ;) U nas dziś to samo - zaplanowałam sobie wielkie przygotowania do przyjęcia z okazji roczku Marianny, a Mania miała zupełnie inny plan na ten dzień... A co do prasowania - to powoli zaczynam dorastać do podejścia, że "wystarczy ładnie złożyć, bo w szafie i tak zaraz się wygniecie" ;)
UsuńPozdrawiam ciepło,
Mariankowa Mama
Gdybym miała jeszcze ciuchy prasować to bym zginęła :-p Ja już mam dość samego prania, wiecznie góry Himalaje wywalają się z kosza :D
OdpowiedzUsuńAga, Ty to w ogóle jesteś Mama do naśladowania! Dzieci, dom, praca, blog!! Jesteś mądrą dziewczyną Szkoda życia na stanie przy desce! :)
UsuńPani Monneypenny, któej książkę dziś skończyłam czytać pisze: "Jesteśmy wychowane w przekonaniu, że musimy być wspaniałe w wielu dziedzinach - w szkole, w pracy, jako dziewczyny, kochanki, żony i matki. Mamy więc trudności z zaakceptowaniem faktu,że jakaś praca została zrobiona gorzej niż wówczas, gdybyśmy zrobiły ją same. (...) Staraj się zaakceptować zadania wykonane w 80%, a nawet w 75%."
OdpowiedzUsuńWiem, może łatwiej mi powiedzieć, bo nie mam maluszka i jeśli podłoga jest źle zamieciona, to nikt nie zje z niej okruchów, tylko będą mi się wbijały w stopy. Ale staram się wymagać od mojej drugiej połówki, żeby ruszył swoje cztery litery, bo nie tylko on ma prawo być zmęczony! I zawsze jestem pewna, że jak zamiecie, to tylko ze srodka pokoju...
Kobitki, bądźcie dzielne, bo to co macie teraz jest jeszcze przede mną i potrzebuję od Was inspiracji!! <3
To niestety prawda - ja też nie lubię robić rzeczy na 70%.... wkurza mnie to, bo nie umiem się tym cieszyć. A potem sama jestem sobie winna - bo się nie wyrabiam, bo padam na twarz...niedosypiam, ale robota musi być robiona ;) Trzeba nad sobą bardzo mocno pracować, żeby nauczyć się dzielić obowiązkami i doceniać pracę innych! To będzie jedno z wielu moich postanowień na ten rok!
OdpowiedzUsuńRewelacyjny tekst, cała prawda ubrana w proste, dobitne słowa. Bardzo się cieszę, że na niego trafiłam.
OdpowiedzUsuńWszystkie mamy na macierzyńskim czują podobnie, jedne się do tego przyznają inne udają. Przekornie to cudowny czas, który choć bardzo męczący jak wszystko się kiedyś kończy. A później niestety, łatwiej nie będzie. Osobiście marzy mi się samotny wyjazd choćby 3 dniowy, tak aby mój mężczyzna poznał smak tego URLOPU :-)
Jak już ustalisz termin i miejsce wyjazdu - daj znać! Jadę z Tobą :) Myślę, że miałybyśmy dużo tematów do rozmowy przy kawie :)
Usuń