wtorek, 18 sierpnia 2015

Codzienna walka o rodzinną anegdotę

W ramach aktywnych przygotowań do pobicia mojego życiowego rekordu - czyt. przebiegniecie magicznej 5! - wybrałam się dziś do znajomych. Rzecz jasna nie sama, tylko z całym moim stadem - ja, Marianna, Stefan, no i Pesto. Jeżdżenie z nimi to czysta przyjemność, a samo pakowanie do samochodu przyrównać można do wizyty w SPA. Gdy po 15 minutach udało mi się uspokoić Stefanka i zapakować go do nosidła, pot leciał mi już po wszystkich możliwych spadkach, Marianna posiała gdzieś but, a  pies na smyczy postawił właśnie złapać piłkę leżącą w drugim końcu pokoju.

Uff! Sytuacja opanowana!

 Marianna na dostawce, wózek pcham jedną ręką, bo drugą trzymam psa i ...... nosidełko/fotelik ze Stefanem! W sumie co mi tam - wezmę jeszcze torbę z ubrankami, pieluszkami, piciem i dokumentami. Klucze! Są! Ok to jedziemy - pierwsze drzwi, winda, drugie i trzecie drzwi też już za nami. Teraz jedynie przemknąć odcinek: drzwi - miejsce parkingowe, zapakować fotelik ze Stefciem, pies do bagażnika, Marianna do bagażnika, wózek do fotelika.... A może odwrotnie... Ale czy to ważne?
Mkniemy już naszym błękitnym kombi po ulicach stolicy - ja i moje stado.
Nikt nam nie podskoczy...
Nikt nawet nie będzie próbował!
#matkapolka #samochodem z #dziecmi 

Pamiętam doskonale jak jakieś 20 lat temu otworzyli  supermarket w okolicy mojego rodzinnego domu. Cóż to było za wydarzenie! Może nie mówili o nim w wiadomościach - ale dla mnie był to dzień długo wyczekiwany. Pojechałyśmy wówczas z mamą i moim rodzeństwem naszym groszkowym maluchem do owego supermarketu. Pech chciał, że sklep był jeszcze zamknięty, a nasza bladozielona strzała postanowiła wyzionąć ducha na środku skrzyżowania. Wyskoczyłyśmy z mamą z samochodu - o ile można tak nazwać małego Fiata - aby zepchnąć do na pobocze. Bąble - czyli moje znacznie młodsze rodzeństwo - siedziały na tylnej kanapie tego przestronnego wozu. W pewnym momencie podeszło dwóch mężczyzn, którzy pracowali przy pobliskim ogrodzeniu, aby nam pomóc.

"Te wszystkie dzieci, to pani??" - zapytali  zszokowani.


"Tak" odpowiedziała dumnie moja mama. "Cała trójka".
Kaszlak odpalił, a my naszą gromadą - czyli ja, mama i moje rodzeństwo (brat i siostra) pomknęliśmy w stronę domu.
#prawiejakrodzinawelodzietna  ;)

Takie historię zapadają w pamięć i w miarę upływu lat, nabierają mocy i przybierają godne miano "anegdoty rodzinnej".
Czy gdybyśmy pojechali mercedesem lub BMW, a on nie zepsułby się na środku skrzyżowania - pamiętałabym, że pojechałyśmy dzień za wcześnie i nasz wypad do cywilizacji się nie udał?
Mam wrażenie, że życie wie co robi i nic nie dzieję się bez przyczyny.
Mam też dziwne wrażenie, że w mariankowej rodzinie będzie bardzo wiele anegdot, które wspominać  będziemy za jakieś 30 lat przy kominku.

Jak choćby ta, gdy Marianna biła brawo, gdy pędziłam przegonić tarzającego się w zdechłym zającu Pesto.
Albo jak wymyła sobie nóżki w misce z wodą dla psa...
Marianna jest zaskakująca!
Uraczę ją tymi opowieściami, gdy przyprowadzi do domu pierwszego chłopaka.
Teraz czekam na pomysły Stefcia - póki co, wiem, że rozbraja mnie tym swoim uśmiechem, gdy tylko zbyt gorliwie ssie mleko, a ja się "oburzam"...
Ach....to będą naprawdę mile wspominane chwile...




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Daj znać, co o tym sądzisz