poniedziałek, 20 kwietnia 2015

Im później - tym gorzej! Okiem Mamy

Dzieci tak szybko rosną i uczą się świata. Zaskakują każdego dnia. Inspirują, zachwycają, dają siłę do podejmowania niemożliwego. Czas ucieka nieubłaganie, a my - dorośli boimy się stracić choćby chwilkę, bo druga taka z pewnością się już nie powtórzy. Tylko czy aby na pewno dorośli potrafią to zauważyć? Dostrzec nie tylko rosnące z dnia na dzień potrzeby, ale i możliwości swojego dziecka? Może widzą tylko to, co chcą widzieć? Może ich postrzeganie własnego dziecka jest wybiórcze? Albo tak się zafiksowali na myśli, o tym, że mają małe dziecko, że nie zauważyli jak urosło? Co chwilę kupują ubrania w większych rozmiarach, szukają zabawek bardziej skomplikowanych, dostosowanych do wieku malucha. Chwalą się przed znajomymi, jakie to ich dziecko jest mądre, jak wiele już wie i potrafi. Jednocześnie zapominają, że dziecko chodzi w pampersie, a smoczek do spania musi być, bo inaczej draka. Pije mleko z butelki - nie ma problemu, przecież jest jeszcze mały, ma czas.  Śpi z pieluszką tetrową - jako przytulanką - lub kręci róg prześcieradła - a co w tym dziwnego, skoro go to uspokaja?

Zdaje sobie sprawę, że wkładam kij w mrowisko pisząc nico kontrowersyjny tekst. Jednak nikogo nie chcę atakować, ani tym bardziej oceniać. Chcę tylko wzbudzić refleksję, skłonić do chwili zastanowienia.


 Po co czekać, aż dziecko będzie wiedziało, co jest zabawą, a co nie zawsze ciekawym obowiązkiem? Czemu nie wykorzystać czasu, gdy wszystko jest sprawia radość, a uśmiech rodziców i piękne brawa stanowią najlepszą nagrodę i uznanie,  a nawet takie błahostki jak wyrzucenie papierka do kosza- stanowi świetną podstawą do wyrobienia jakże pożądanych nawyków. Same korzyści.

Skoro dzieci tak szybko się uczą, to czemu czekamy do 2,5 roku z odpieluchowaniem, a smoczek zabieramy ze sobą wszędzie - bo blady strach nas oblatuje, gdy tylko pomyślimy co było gdyby....?
Czemu rozdrabniamy wszystkie pokarmy blenderem i karmimy łyżeczką, skoro pojawiły się już zęby, a dziecko samo się domaga samodzielności podczas posiłków?

Może to nasza wygoda, może lenistwo... Łatwiej przecież dziecku założyć pieluchę i zmienić po 3 godzinach na nową, niż co chwilkę pytać, pamiętać, wysadzać na nocnik i przebierać. W dodatku na sukces często trzeba długo czekać - a kto ma na to siłę i czas?

 A samodzielne jedzenie - co z tego, że ponad połowa posiłku ląduje na podłodze, zjada ją pies lub ginie w czeluściach odkurzacza? Łatwiej pokarmić łyżeczką - wszędzie pięknie i czyściutko, a dziecko najedzone - czego chcieć więcej?

Ma 3 lata i nie chce siadać na nocnik - POMOCY!!- błagalnie nawołuje na jednym z forum pewna mama. Skoro do tej pory nie trzeba było myśleć, pamiętać i co najgorsze przerywać zabawy, żeby zrobić siusiu - to niby czemu nagle mam to robić? Bunt dziecka jest tu totalnie uzasadniony - tez bym się wkurzyła!

Nie chce sprzątać zabawek - no a czemu tu się dziwić - zawsze robiła to mama, to co się stało, że już nie chce? Znudziło jej się?

Samodzielne ubieranie, odkładanie rzeczy na miejsce, ścielenie łóżka?
Oczywiście - gdy tylko osiągnie pełnoletność!

8 komentarzy:

  1. Dwie dziewuszki przez kilka godzin chodziły za mną jak duchy - a gdy wreszcie usiadłam z nimi do gry po 20 minutach babcia zawołała, że czas do domu i... bardzo musiałam zabiegać o pomoc w sprzątaniu! I gdzie tu porządek?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No jak to? Zawsze sprzątają dorośli - nie znasz tej zasady? ;)

      Usuń
  2. U nas Hubi raczej bez problemu da się posadzić na nocnik i w 90 % kończy się to sukcesem. Czekamy aż zacznie sygnalizować potrzeby fizjologiczne, bo na razie to my Mu przypominamy, że już czas na nocnik. Wyrzucanie do kosza brudnych pieluch traktuje jak najlepszą zabawę, czasem nie zdążę ogarnąć nocnika, a Hubcio już jest ze zwiniętym pampersem w połowie drogi do kosza   Staramy się codziennie wdrażać Go do szeroko rozumianej "samodzielności" zarówno poprzez stawianie Mu granic, dawanie zadań, chwalenie postępów a przede wszystkim przez własny przykład i tłumaczenie co robimy, po co/ dlaczego. Wydaje mi się, że właśnie taka codzienna praca przyniesie najlepsze i trwałe efekty. Choć nie jest łatwo, zwłaszcza jak ma się takiego upartego i niecierpliwego Łobuziaka jak My   Dodam tylko, że smoczek i pielucha przy zasypianiu (tylko) jest zawsze! Ale to akurat rozumiem, bo miałam identycznie i t baaardzo długo   Jest to oczywiście moja opinia, każde Dziecko jest inne. Pozdrawiam Autorkę, świetny tekst!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak, ale... Są dzieci nauczone jak korzystać z nocnika, ale mają problemy fizjologiczne lub emocjonalne i nie mogą zostać odpieluchowane. Można dziecku zabrać smoka a potem leczyć z ropnia pod pachą, który powstał w wyniku zakażenia po wygryzienia dziury w palcu. Jak wszystko - zależy od indywidualnego podejścia. W domu Ziutek sprząta klocki a idzie do znajomych i ma to w pompie. Też żyję nadzieją, że moje codzienne działania wychowawcze odniosą skutek w miarę trwały, ale mam świadomość buntu, złego nastroju,pomroczności jasnej, eksperymentów i nieobliczalności naszych dzieci. Nie potępiam też w czambuł rodziców,którzy goniąc własny ogon zapominają, by sprawdzić ten zeszyt wieczorem. Choć," chamstwa nie zniesę" i jak trzeba - reaguję. Często z zerowym skutkiem. Tłumaczę wtedy Stefkowi, że są ludzie z defektami :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzieci są dla nas najważniejsze i tu nie ma żadnej dyskusji. Chodziło mi bardziej o rodziców, ale także i dziadków - którzy myślą "No ale on/ona jest taki malutki", "Wie pani, to moje drugie dziecko i więcej takich małych już nie będę mieć - chciałabym żeby zawsze był taki mały" - i tak właśnie traktują 5-latka, któremu wszystko wolno, a nadal pije kasze z butelki...chociaż na tablecie śmiga lepiej niż niejeden nastolatek.

      Usuń
  4. Na smutną sprawę zwróciłas uwagę. Często rodzice wyręczają swoje dzieci we wszystkim, może nawet nie zdają sobie sprawy, jaka krzywdę wyrządzają dzieciom. Potem maluch idzie do szkoły i co? Oczekuje, że pani zawiąże mu sznurówki, zapnie kurtkę, może jeszcze spakuje śniadaniówkę po skończonym posiłku (przykłady z życia wzięte), pozbiera książki z ławki i spakuje do tornistra To się nazywa wyuczona bezradność. I przy całej mojej chęci pomocy, gdy ma się 25 dzieci w grupie, ciężko jest tak kazdego dopieścić. Dlatego nie bójmy się stawiać dziecka przed wyzwaniami. Nawet gdy nam się wydaje, że ono tego czy tamtego nie potrafi, możemy zostać pozytywnie zaskoczeni. Czasem wymaga to wysiłku, ale na pewno zaprocentuje w przyszłości. Dzięki Karolina za kolejny fajny tekst.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba nauczyciele przedszkolni i klas młodszych rozumieją ten temat doskonale :) Od straszych dzieci wymaga się już o wiele więcej, a jeśli czegoś nie robią, nie chcą lub nie potrafią - to wielki krzyk i oburzenie! A czyja to wina? Dziecko obrywa, dostaje łatkę "niezaradnego" lub "leniucha"... A można było tego uniknąć ...
      Cieszę się Aga, że tekst Ci się spodobał :) Pozdrawiam!

      Usuń

Daj znać, co o tym sądzisz