piątek, 17 października 2014

Gra w klasy

Ostatnio idąc z Marianną i dwiema córeczkami sąsiadki przez  park byłam świadkiem, a w pewnym momencie nawet czynnym uczestnikiem, pewnej sytuacji.
Idzie, a właściwie kroczy noga za nogą w tempie gęsi wyścigowej, pani dość pokaźnych rozmiarów i krzyczy, a tak naprawę - najzwyczajniej w świecie się wydziera - MAJA!!! MAAAAJJJJAAAA!! Pomyślałam, że z pewnością uciekł jej pies i w ten sposób próbuje go do siebie przywołać. Tak, wiem, "Maja" to dziwne imię dla psa, ale ludzie mają przeróżne pomysły. Minęłyśmy wrzeszczącą panią i poszłyśmy w kierunku placu zabaw. Dziewczynki pobiegły na zjeżdżalnie - ja z Marianną obserwowałyśmy ich zabawę z niewielkiej odległości. Po chwili usłyszałam głos owej okrągłej pani "Ooooo!! JESTEŚ!! Kto ci pozwolił tak daleko ode mnie odchodzić?? MAM CI WLAĆ? MAM CI WLAĆ NA OCZACH WSZYSTKICH??" Myślę sobie, że to bardzo dziwne, że jej pies jest na placu zabaw. Patrzę, a tu wcale nie pies, ale około czteroletnia dziewczynka idzie w jej stronę ze spuszczoną głową... Zatkało mnie...Jak to? To ona tak wołała córkę? A teraz grozi jej publicznym laniem? Nie wytrzymałam! Odezwałam się - powiedziałam pani czym zakończy się jej ewentualna próba bicia dziecka - oczywiście w bardzo kulturalny, chociaż dosadny sposób - odwróciłam się i zaczęłam bawić się z dziewczynkami w klasy. Wzięłyśmy patyki i na piasku zaczęłyśmy rysować naszą grę. Wesoło, z uśmiechem, bez niepotrzebnych emocji. Czy to jest jakie trudne? Oczywiście, że łatwiej nakrzyczeć, nawydzierać się na dziecko - bo się nie słucha, bo ucieka... Tylko jak żywe, ciekawe świata dziecko ma zapanować nad tą energią, która tylko czyha na moment eksplozji? Mama wolno idzie, a dziecko potrzebuje ruchu, potrzebuje się wybiegać, wyszaleć. Czy dziewczynka była winna, że uciekła? Myślę, że nie mając perspektywy na krótką chociażby zabawę na placyku, sama uciekłabym jak najdalej...To przecież tylko dziecko, ono ma inny sposób myślenia, inaczej postrzega świat, inaczej umie radzić sobie z dysonansem  między "chcieć" i "móc", inaczej odczuwa i widzi to co je otacza. Rolą dorosłego jest za tym nadążyć, pokazywać drogę radzenia sobie z emocjami,  ukierunkować prawidłowe nawyki aktywnego spędzania czasu. Wieczne krzyki, groźby, kary cielesne - to walka z emocjami, ale emocjami dorosłego. Uderzenie dziecka nic nie wnosi - pomaga rozładować emocje, oprawcy, a zmiany jakie wywołuje w dziecku są nieodwracalne. Upokorzenie, zachwiane poczucie własnej wartości, wstyd - to wierzchołek góry lodowej.

Na placu zabaw oprócz mnie było jeszcze kilku rodziców - jedni nie zauważyli całego zajścia, inni udawali, że nie widzą  - tylko jeden ojciec siedzący na ławce, mam wrażenie, był podobnego zdania jak ja. Niestety nawet nie otworzył ust...


Czy rzeczywiście tak wiele dzieci jest bitych? Czy rodzice nadal wierzą, że jest to sposób na uzyskanie posłuszeństwa? Ukaranie? Czy nadal musi trwać ta przeklęta zmowa milczenia i przyzwolenie na agresję?
Przeraża mnie to!





Źródło zdjęcia: http://blog.benc.pl/kilka-prostych-zabaw-podworkowych-dla-twojego-dziecka/

2 komentarze:

  1. Oj, trudny temat :( Na pewno masa takich dzieci jest niestety :(

    OdpowiedzUsuń
  2. nie jest to trudne , ale wymaga szacunku dla małego Człowieka a to jest bardzo trudne ,gdyż wymaga zrozumienia , rozmowy , cierpliwości

    OdpowiedzUsuń

Daj znać, co o tym sądzisz