poniedziałek, 1 grudnia 2014

Co z Wami, ludzie!?

Jestem dość spostrzegawczą osobą, a nawet bardzo - co czasem staje się męczące dla otoczenia, ale przede wszystkim niestety dla mnie. Dodatkowo bardzo lubię obserwować ludzi, ich zachowania, relacje. Często widząc dwoje rozmawiających ze sobą - wiem, że coś jest nie tak lub, że nic z tego nie będzie. Innym razem jestem niemym świadkiem rodzących się znajomości, nastoletnich zagrywek czy szczeniackich żartów. Podejrzewam, że mam jakieś zupełnie niezrozumiałe dla innych skłonności psychologicznej analizy zupełnie obcych mi ludzi. Dociekam, zastanawiam się, roztrząsam - tak zupełnie bez sensu i tylko dla siebie. Zamiast zwyczajnie zająć się widokiem za oknem autobusu czy przeglądaniem ciuchów na wieszakach. To jest silniejsze ode mnie - jedno spojrzenie i już wiem, że ci, to się pokłócili, a tamci spodziewają się dziecka - choć nic jeszcze nie widać.  Przez chwilę miałam nawet taki pomysł, aby studiować psychologię - ale zmieniłam zdanie. Wybrałam pedagogikę - i moje skłonności do dokładnego przyglądania się wszystkim dookoła, przeniosły się na dzieci, ich zachowania, wzajemne relacje, reakcje na otaczający je świat i jego wpływ na późniejsze spostrzeganie go.
Dzieci potrafią przejąć się wszystkim i zrozumieć najtrudniejsze nawet sytuacje. Wystarczy w odpowiedni sposób im to przekazać.  W mojej pracy zawodowej starałam się zarażać dzieci entuzjazmem do świata, uczyć radości z małych rzeczy, uczulać na potrzeby innych, próbowałam pokazać im co jest dobre, a co złe, i czemu coś, co nam wydaje się głupim żartem lub śmieszną zabawą - innym może sprawić przykrość lub najzwyczajniej w świecie spowodować, że przestaną nas lubić.
Dzieci są chętne do wszystkiego, pełne zapału i energii - pod warunkiem, że stworzymy odpowiednią atmosferę - atmosferę zaciekawienia.
Piękne jest również to, jak prawdziwie czyste i wrażliwe jest serce dziecka - ono jest dobre i chce, aby świat takim był - chyba, że ktoś z uporem maniaka będzie burzył ten obraz lub co gorsze -już od początku - wszystko zepsuje!
Pamiętam doskonale zajęcia, które prowadziłam dla moich 5-letnich bystrzków, na temat dbania o środowisko, w związku ze zbliżającym się Dniem Ziemi. Opowiadałam dzieciakom o tym, jakie to straszne, że nie wszyscy ludzie wiedzą jak dbać o naszą planetę, że śmiecą, zanieczyszczają rzeki i powietrze..... I opowiadam, pokazując zdjęcia lasu koszmarnie zaśmieconego. Na co jeden chłopieć "Ale proszę pani, ja jak chodzę do Lasu Bródnowskiego - to tam są kosze i jest czysto. Nigdzie nie widziałem tylu śmieci". To ja odpowiadam, że w Warszawie w lasach po pierwsze są śmietniki, bo to są bardziej takie leśne parki, a po drugie - są tu służby sprzątające...I że jak ostatnio byłam na grzybach to widziałam niestety strasznie dużo takich wyrzuconych w lesie śmieci. Na co drugi chłopiec "Ojej!! To straszne!! I co? Pozbierała pani te śmieci?"  Ciekawa jestem czy w ten są sposób zareagowałby jakikolwiek dorosły....
Tym przykładem chciałam pokazać, że naprawdę warto dzieci zarażać chęcią bycia dobrym dla innych, pomocnym, szerzyć pogodne podejście do życia. One naprawdę na to czekają.
Jednak gdzie nie spojrzę, to dorośli usilnie walczą z tym dziecięcym entuzjazmem i chęcią pomocy. Czy ktoś może mi wytłumaczyć - dlaczego rodzic/babcia/opiekun - niesie dziecku plecak w czasie drogi ze szkoły do domu? Czemu dźwiga ten plecak razem z pięcioma innymi torbami, w których są zakupy? Z pewnością jest tam jedna, trochę lżejsza reklamówka, którą mogłoby nieść dziecko. Czułoby się z pewnością szczęśliwe, że może pomóc.
Albo powiedzmy autobus - wsiada babcia z wnukiem - chłopiec ok. 10 lat... Jak myślicie kto siedzi?  10 lat to już duży chłopak - może ustąpić, może postać. Tylko po co? Przecież to jeszcze dziecko!!
A zakupy w sklepie - chociażby wyjmowanie z koszyka. Dzieci stoją - mama się uwija nie wiedząc już nawet w co ręce włożyć.
Te dzieci nie mają już 2 lat! One rosną! One się uczą. Skoro zawsze babcia niosła plecak - to po co mam pomagać nieść zakupy, jak zawsze dawała sobie radę sama? Po co ustępować miejsca starszym ludziom lub kobiecie z brzuszkiem czy maluszkiem? Po co pomagać? Zawsze to dzieciom się pomaga! To im wszystko się należy! To ONE są najważniejsze! Co z tego, że nie są już dziećmi? Co z tego, że są już nastolatkami, dorosłymi? Tyle lat wszystko było dla nich, to czemu teraz miałoby się coś zmienić? Lepiej zabić w nich chęć pomocy innym w dzieciństwie - bo nie daj Boże, będą musieli wynosić wózek jakiejś pani z dzieckiem z autobusu, lub co gorsze ustąpić miejsce staruszce ledwo stojącej na nogach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Daj znać, co o tym sądzisz